Dzień łódzki.

Uwielbiamy takie dni jak dziś! Bowiem dzisiaj Franuś miał baaardzo wyjątkowych gości. Przyjechały do nas i wybawiły Franklina do granic nieprzyzwoitości Ciocie, które opiekowały się Dziedzicem w Łodzi na OIOMie: Beata i Ania (od całowania brzucha). Ciocie bardzo dzielnie pokonały 120 km dzielące Łódź od Kalisza i całe w uśmiechach zapukały rano do naszych drzwi. Franek po wstępnym rozpoznaniu wybuziakował swoich gości. Opowiadaniom, historiom i przypowiastkom o Franklinie nie było końca. Dziś my byliśmy zawodowcami i zajmowaliśmy się odsysaniem, karmieniem i wentylowaniem. Ciocie były… Ciociami:-) Franek spędził zatem cały dzień wtulony w Ciocine biusty, karmiony przez Ciocię Anię i obcałowywany przez Ciocię Beatę. Śmiał się, machał łapkami i dał popis wszystkich swoich umiejętności. W prezencie otrzymał pierwsze w swoim życiu spodnie bojówki i piękną koszulę w kratę, które oczywiście już przymierzaliśmy.  Jeszcze tylko dokupimy trampki i lans na całego! Teraz dopiero Dziedzic rozkocha w sobie miliony fanek 🙂

W tym całym nieszczęściu bardzo się cieszę, że szpitalem „macierzystym” Franka był OIOM w CZMP w Łodzi. Od momentu trafienia do szpitala byliśmy w sumie w trzech miejscach i tylko o łódzkim chce się pisać, opowiadać i komentować w kontekście rodzinno- opiekuńczym. Bo poza klasą i profesjonalizmem całego personelu, była tam jeszcze miłość, czułość i buziaki. Cały czas mówię o Oddziale Intensywnej Terapii Medycznej przez naszą przyjaciółkę Magdę zwanym Oddziałem Intensywnej Opieki Miłosnej 🙂 Kochanym Ciociom dziękujemy raz jeszcze i zapraszamy raz jeszcze i jeszcze i jeszcze… A już niedługo umówieni jesteśmy na wyjazd do Łodzi. Tam podrzucimy  Dziedzica do całowania i pójdziemy na miasto. Pod warunkiem, że Ania i Beata dogadają się, u której Franklin ma gościć 😉

Z wieści festiwalowych:

Od Kasi z Beki dostaliśmy info, że cegiełki są „dogadane” i teraz tylko wybieramy zdjęcia, piszemy o Franku i do druku. A na stronie Beki  już reklamowany jest Dziedzic 🙂

Troszkę o SMARD1:

Poznańska Ciocia Ew. z racji tego, że po angielskiemu mówi i pisze i czyta odnalazła, co następuje: jak już wcześniej wspominaliśmy w USA jakaś dobra dusza wpłaciła baaaardzo dużo pieniędzy na fundusz laboratorium, które zajmuje się szukaniem możliwości powstrzymania Potworzastego. O laboratorium tymże można poczytać tu. (klikamy!) A tutaj (klikamy tym bardziej) można wpłacać złotówki i inne euro na fundusz tego laboratorium. I jeszcze pamiętnik Dakin’a——–> tu, chłopca, który także walczy ze SMARD1 i który jest jednym z dzielnych rycerzy, którzy daleko za oceanem nie dają się Potworzatemu. I na dodatek ma coś, co urzeka.

I rehabilitacyjnie:

Ponieważ Ciocia Rehabilitantka Pierwsza cały czas dokształca się, ćwiczy nas głównie Ciocia Ania, a Ciocia Pierwsza wpada raz w tygodniu na kontrolę postępów. Dziś powiedziała, że dawno nie wzruszył jej tak żaden pacjent, jak nasz niebieskoooki. Mówi, że napięcie mięśniowe WZROSŁO, Frankowe łokcie zaczynają wyraźnie pracować, a miednica żyć własnym życiem. Musimy tylko zwrócić uwagę na Frankową pozycję w czasie siedzenia i będzie czad. Poza tym powtarzała tylko jedno: SUPER FRANEK! 🙂 Pękamy z dumy.

 

Mówiłam, że weekend będzie cudowny 🙂

 

Pe.Es. Suzano! P.! Wypoczywajcie, bo jak wrócicie Franek zaprasza na kuchenne rewolucje!

Bardzo ważny Pe.Es. 2: Jeżeli czyta nas Ktoś, kto ma możliwość podarowania łódzkiemu Oddziałowi OiOM energooszczędnych żarówek do lampek nocnych, będziemy bardzo wdzięczni! Szpital boryka się z problemem żarówkowym i teraz pacjenci muszą spać przy lampach jarzeniowych. Tam na salach musi być światło, więc jak nie ma lampek są LAMPY, w nocy także. To nie jest w porządku, że Szpital nie ma kasy na prozaiczne rzeczy (takie czasy), ale jeśli nie ma, to trzeba pomóc. Tym bardziej im. Wierzę, że w Czytaczach siła! W razie co prosimy o kontakt : franek_niebieskooki@poczta.fm DZIĘKUJEMY!

Słowo stało się ciałem, czyli V Festiwal im. Pawła Bergera

Wspólnie z Franklinem doszliśmy do wniosku, że doba jest zdecydowanie zbyt krótka. Dni uciekają nam przez palce i ani się człowiek nie obejrzał, a Dziedzic 15 sierpnia skończył 10 m-cy i jest już całkiem dorosłym mężczyzną. A jak to z całkiem dorosłymi mężczyznami bywa, także i Franek zaczął domagać się zwiększenia atrakcji w swoim życiu. Tak się szczęśliwie złożyło, że atrakcje od jakiegoś czasu same nas znajdują…

Aktualną i największą jest V Festiwal im. Pawła Bergera w Kaliszu, który wśród zaplanowanych punktów programu będzie miał między innymi ZBIÓRKĘ PIENIĘDZY DLA FRANKA!!!! Taddam 🙂 Nie musieliśmy prosić, zabiegać i nagabywać- Dobre Duchy tego przedsięwzięcia same nas znalazły. Festiwal jest dwudniowy, więc cała akcja też będzie trwała dwa dni. Pierwszego dnia w Bece, drugiego w kaliskiej Arenie, gdzie odbędzie się wielki koncert zespołu Dżem. Mniam! Dżemowym maniakiem jest Frankowy Dziadek Ksero, który bilety zakupił i na koncert z Babcią pod pachę wybrać się zamierza. Dziś właśnie Franklin został zaproszony przez Festiwalowych Szefów na spotkanie dotyczące zbiórki. Łaskawie pozwolił nam iść ze sobą, dlatego całą rodziną od rana goniliśmy po mieście. Całość została sfotografowana i zamieszczona o tu. Pękaliśmy z dumy, bo Dziedzic przez całe spotkanie z ciekawością oglądał nowych Wujków i Ciotki, zjadł ciacho i przesłał nawet kilka uśmiechów. Jak będzie wyglądała zbiórka? Wstępny pomysł jest taki, że zostaną wydrukowane cegiełki, które oglądacze, słuchacze i uczestnicy będą mogli sobie zakupić. Na cegiełce będzie oczywiście Franklin i jego oczyska oraz wielki buziak od mamusi, co poza? Zobaczymy… Zakupić można cały karton takich cegiełek, bo cel nie byle jaki- pieniądze popłyną prościutko do Fundacji i dzięki temu będziemy mogli zakupić Frankowi pewien cudowny przyrząd do ćwiczeń. Jesteśmy przeszczęśliwi! Ludzie są jednak niesamowici… Robią coś tak sobie, z serca, bo chcą, dla nas, dla Franka. Jesteśmy przeszczęśliwi i baaaaardzo dziękujemy 🙂 Całą listę Pomagaczy oczywiście dołączymy po całym zamieszaniu festiwalowym.

Korzystając z okazji i tego, że jesteśmy w mieście, Frankowy tata załatwiał inne formalności, a Franek spędził z mamą godzinkę w pracy. Po powrocie do domu dzielnie ćwiczył z Ciocią Anią Rehabilitantką, pięknie zjadał pyszności przygotowane przez tatusia i po całym dniu atrakcji, za radą swojego nowego Fana -poszedł spać bez kąpieli. Dzień Dziecka, a co tam.

Poniżej, przypominam ważne linki. Klikamy zatem:

-o Festiwalu czytamy tu

-o pubie Beka o tu

-o Franku i jego nowych znajomościach- tu

Poza tym, żeby nikt nie miał wątpliwości, może sobie poczytać, kim był Paweł Berger i o Dżemie 🙂

 

Wszystkich baaaaardzo serdecznie zapraszamy! Poniżej Franek od Kasi:

Frankie u Dziadków i mama formalnie.

Chyb nikogo nie zaskoczy fakt, że dziś tradycyjnie wędrowaliśmy. Pogoda taka, że przy końcu urlopu nic tylko usiąść i płakać, bo słońce świeciło pięknie od świtu do zmierzchu. Dlatego zaraz po śniadaniu zaanonsowaliśmy się u Dziadków i po przygotowaniach w tempie ekspres pogoniliśmy na rosół.

Franek bardzo lubi jeść „dorosłe” rzeczy- pewnie dlatego, że w odróżnieniu od słoiczków mają one smak. Ponieważ nie zabraniamy mu absolutnie niczego dziś Dziedzic spróbował u Babci Gosi galaretki z bitą śmietaną. Pychota! Miliony nic nieznaczących kalorii, ale rozpalone na widok łyżki oczy Młodego- bezcenne. Po takim deserze, żeby kalorie nie odłożyły się na mamowych biodrach poszliśmy całą brygadą na spacer. Na spacerze Franklin sprawdzał siłę mięśni mamowych braci i trzeba przyznać, że pchać wózek po łąkach wujkowie potrafią na medal. Wieczorem grillowaliśmy, Franek odbywał długie rozmowy z Kasią i Paula, a kiedy wróciliśmy do domu, padł pięć minut po kolacji. W przypadku menu śniadaniowego i kolacyjnego pozostajemy jednak tradycjonalistami- kaszka siedem zbóż z masełkiem być musi. Nie zmienia to jednak faktu, że Franek pozostaje chudzielcem w dalszym ciągu.

Z historii: Franklin poznaje świat:

Franklin uwielbia liście. Wszystkie liście. Te stojące w doniczce na półce i te fruwające na drzewach na wietrze. Wpatruje się w nie z wielką ciekawością i nie może rozgryźć dlaczego to to to się rusza. Dlatego właśnie dotykamy, oglądamy i wąchamy wszystkie napotkane na naszej drodze liście. Te u Wujka P. na balkonie, te u Babci Goshi w ogródku i te na wierzbie obok domu.

Poza tym w myśl niespełnionych mamowych ambicji i w szaleństwie dzisiejszego grilla wymyśliliśmy, że Franklin chyba będzie siatkarzo-piłkarzo-botanikiem. Dlatego, że jest przystojny, prawie wysportowany (i ma wujka prawie piłkarza) i kocha te swoje liście.

Z formalności i dla jasności:

Jak to wygląda z Fundacją. Jak wszyscy wiedzą Franek jest podopiecznym Fundacji „Zdążyć z pomocą”, która udostępniła nam swoje konta dla zbiórek pieniędzy na sprzęt i rehabilitację Dziedzica oraz do przekazywania 1% podatku. I tak: rozliczenia z 1% jeszcze nie dostaliśmy. Zdążyliśmy się jednak zorientować, że takie rozliczenie za poprzedni rok podatkowy podopieczni dostają około października, natomiast pieniądze na koncie podopiecznego księgowane są około stycznia. Także ostateczny wynik Waszego 1% za rok 2010 będziemy znali na początku następnego roku. Nie omieszkamy oczywiście podziękować wówczas tutaj głośno. Jeśli chodzi o dobrowolne wpłaty, to z zakładce „tu możesz pomóc” znajdują się numery kont, na które Dobre Dusze mogą wpłacać dowolne kwoty. Od dnia wpłaty do dnia zaksięgowania mija około 7-21 dni. Nie ma reguły. Kiedy pieniądze są już zaksięgowane, NIE MOŻEMY pójść z kartą do bankomatu wypłacić 100 zł i kupić… czegokolwiek. Działa to w następujący sposób: składamy do Fundacji prośbę o zrefundowanie Frankowi rehabilitacji bądź zakupu sprzętu. Jeżeli na Frankowym subkoncie znajduje się odpowiednia ilość środków, wówczas składamy zamówienie na sprzęt, na który sprzedający wystawia fakturę (na Fundację) i wtedy z subkonta jest ona opłacana. Zatem przez nasze ręce NIE PRZECHODZĄ pieniądze zgromadzone na subkoncie. Z kolei rehabilitantki także wystawiają faktury na Fundację i z Frankowego subkonta jest ona pokrywana. Nie ma opcji, żebyśmy z pieniędzy tam zgromadzonych zakupili cokolwiek, co nie jest związane z ochroną zdrowia i rehabilitacją Dziedzica. Pampersy, kosmetyki, zupki, soczki, zabawki, ubrania, itp. jak wszyscy normalni rodzice kupujemy z własnych osobistych pieniędzy. Napisałam to w zasadzie dla jasności sytuacji i czystego sumienia.

Poza tym:

w zakładce: „zdiagnozowani” Wujek P. zamieścił ostateczną diagnozę. Franek ma SMARD1 i mamy to na piśmie. I się nie damy tak łatwo.”

Dla rozluźnienia atmosfery:

Barcelona gra z Realem. Komu kibicujemy? W zasadzie nie mamy faworyta, ale Barcelona ma przystojniejszego trenera 🙂

Franek testuje rodziców.

Mamowy urlop dobiega końca. W związku z tym mama trzyma się jak najdalej od komputera i jak najbliżej Franklina. Od powrotu Frankowego taty w domu jest fajniej. Śpimy we trójkę, jemy razem śniadania i zwiedzamy wspólnie świat. Ponadto od kilkunastu dni w naszym domu słychać, że mamy dziecko. Franklin gada już coraz sprawniej. Głównie: aaaaaaaaaa, eeeeeeeeeeee i ble. Mama i Ania jeszcze nie dane nam było usłyszeć. Chociaż wczoraj, kiedy mama się kąpała Franek (PODOBNO) powiedział tata- co słyszał tylko tata, więc sami wiecie ;-). Najwięcej Franek mówi zaraz po przebudzeniu o piątej rano i w czasie jedzenia, czyli wtedy, kiedy ma robić coś zupełnie innego. Ale nikt nie obiecywał, że Dziedzic w wieku prawie dziesięciu miesięcy nie będzie miał swoich małych fanaberii.

W środę Młodzieniec miał wymienianą rurkę tracheo. Całość zniósł tradycyjnie bardzo dzielnie. Później obraził się tylko na swojego Doktora Opiekuna, który postanowił pobrać mu krew i zrobić gazometrię w szpitalnym laboratorium. Ponieważ całość musiała trwać nie dłużej nie 15-20 minut, Dziedzic brutalnie został ukłuty w piętę, a Doktor zaraz po pobraniu próbki, schłodził ją i łamiąc wszelkie znane zasady ruchu drogowego pogonił do szpitala. Za powyższe ukłucie Franklin odwdzięczył się płaczem długim i donośnym oraz spojrzeniem w stylu: ufałem Ci, Doktorze… Dziś wraz z Doktorem przyjechał wynik. Oczywiście bez większego zarzutu. Dlatego Doktor postanowił zmniejszyć procentowy udział oddechów respi w oddechach wszystkich i tym samym Dziedzic musi się teraz bardziej napracować własną prawie wyłączoną przeponą. Ponieważ Franek wrażliwcem jest zmianę ustawień odreagował wieczorną depresją i godzinnym płaczem, doprowadzając nas tym samym do zawału i pozbawienia sił na cokolwiek. Dziedzicowa depresja objawiła się a) płaczem nagłym i donośnym b) dusznością nad dusznościami c) bladością lica d) brunatnością ust. Młody został zatem lekko dotleniony i zasnął. Bez kolacji. Frankowi starzy, my czyli zawał pokonaliśmy i też idziemy spać. Po kolacji.

W ogóle jeśli chodzi o jedzenie, to niejeden odchudzający się Czytacz byłby z nas dumny. A w zasadzie z Franka. Dziś w pełni zjadł tylko śniadanie. Przez cały dzień konsumował tak małe ilości, że aż wstyd przyznać. Pił za to za trzech. Plus tego jest taki, że na pewno się nie odwodni… Mam nadzieję, że to był tylko taki wypadek przy pracy i jutro już będzie jadł w normie.  Bo ja tu się przechwalam stoma gramami na plus we Frankowej wadze, a Antek nasz SMA I kolega przytył DWA kilo i zawstydził nasze przybieranie na wadze jak turbodymomen.

Jeszcze z życia domu:

Prawo ironii losu numer 632: chcesz, żeby spadł deszcz? Trzy dni przed końcem urlopu umyj okna.

 

Poniżej nasze Cudo. Śpi. Fot. Wujek P.:

I jeszcze: Frankie na wyjeździe. Wczoraj u Suzany:

                                  Weekend musi być spokojny.

 

 

 

 

Frankowy tata powrócił.

No i w końcu jest. Przyjechał. Świtało już, a my smacznie spaliśmy. Zastukał cichutko do drzwi i pobiegł prosto na górę. Do śniadania spaliśmy już we trójkę. Frankowy tata wrócił do domu. Dziedzic zrobił oczy jak pięć złotych, kiedy zobaczył tatę po przebudzeniu. Buziakom i śmiechom nie było końca. Chłopaki opowiadali sobie nowości z ostatnich dni, a Franklin z każdym aaaaaa był coraz szczęśliwszy. Obiad też był z tatą. I kolacja. I spacer. Obaj byli przeszczęśliwi.  Teraz tylko zastanawiamy się, czy Dziedzic pozwoli się dziś ulokować w swoim łóżeczku. Będziemy negocjować.

Niestety pogoda coraz mniej nam sprzyja. Wczoraj przez Kalisz przeszła okrutna wichura. Nas na szczęście jakoś ominęło, jednak Ciocia Basia Antkowa pisała zmartwione smsy i wspólnie trzymałyśmy kciuki za dotrwanie do rana. Franklin generalnie nie przepada za wiatrem. Nie lubi, kiedy na niego a już szczególnie na jego buzię wieje. Dlatego w taką pogodę jak dziś, wózek musi mieć maksymalnie opuszczoną budkę, a Franuś nie może w żadnym przypadku jechać pod wiatr. Podobnie z wentylatorem w domu w czasie upałów. Na czas „chłodzenia” pokoju Dziedzic eksmitowany był do kuchni, bo powiew wiatru doprowadzał go do wielkiej rozpaczy. Takie Dziedzicowe fanaberie.

Z wieści wakacyjnych:

mamowy urlop coraz bardziej się kurczy. Urlop Suzany już stoi za jej plecami 🙂

Pytanie techniczno-teoretyczne:

czy respirator może się zawiesić? Wpaść w bezdech?

Frankowe miszmasze:

 

 

Wielkie przygody małego Franklina.

Ponieważ cały weekend spędziliśmy u Dziadka Ksero i Babci Goshi, nie było jakoś okazji, żeby pochwalić się Frankowymi najnowszymi osiągnięciami. W sobotę z kursów powróciła na chwilę Ciocia Rehabilitantka Pierwsza. Kiedy zobaczyła, że Dziedzic:

1) siedzi

2)trzyma głowę

3)potrafi przewrócić się z boku na plecy (póki co tylko z prawego boku)

4)prostuje pięknie (i co najważniejsze świadomie) nogi

5)i gada

nie mogła znaleźć słów uznania. W dowód wdzięczności Franklin Ciocię wycałował po czym przegadali całe ćwiczenia, leżeli na brzuchu i bawili się pszczołą. Popołudnie mieliśmy wolne, spakowaliśmy zatem manatki i pogoniliśmy do Dziadków. A ponieważ drzemią w nas duchy małych podróżników i dom nas raczej parzy po drodze zahaczyliśmy o Ciocię Esię. U Cioci Franek tradycyjnie był atrakcją popołudnia i cały rozanielony podróżował dalej. Kiedy dotarliśmy do Dziadków okazało się, że nie ma ich w domu (bo nasz przyjazd był tradycyjnie niezapowiedziany), dlatego wrzuciliśmy piąty bieg i sprawdziliśmy jak z przygotowaniami do ślubu radzi sobie Ciocia Ola. W sumie do Dziadków dotarliśmy prosto na kąpiel,kolację i spanie i dopiero w niedzielę mogli rozpieszczać ukochanego wnusia.

W niedzielę Franek wybrał się z Babcią na spacer, a popołudniu staropolskim obyczajem grillowaliśmy! Na dokładkę do rodziny Franklin wprowadził ukochaną Suzanę, która na spółkę z Wujkiem P., odwiedziła nas popołudniu. Wspólnie zjedliśmy tony karkówki, z Kasią i Paulą oglądaliśmy konie, a kiedy pogoda się troszkę pogorszyła i zaczęło wiać, Franek zabawił się w Ali Babę i w chuście Suzany wyglądał tak:

Po wielu przygodach do domu wróciliśmy baaaaardzo późno, wypijając po drodze zieloną herbatę u Cioci i Wujka.

Dziś od samego rana dzień pełen wrażeń. Najpierw pojechaliśmy do dentysty. Głównie z mamowymi zębami, jednak Pani Doktor nie omieszkała też rzucić okiem na Frankowe uzębienie i tym sposobem pierwszą wizytę stomatologiczną w życiu Dziedzica można uznać za odbytą. Wnioski: ponieważ w szpitalu Franek dostawał doustnie żelazo, zawiązki jego zębów nie są najzdrowsze i mimo, że wyrastają z nich piękne białe kiełki już zaczął je zjadać osad. Rada: myć zęby i odstawić soki i inne słodkości. Efekt: będziemy myć zęby PO sokach i jedzeniu, bo soki przecierowe mają zbawienny wpływ na Frankowe qpy. Równowaga w przyrodzie być musi.

Wizytę u dentysty Franek odsypiał cztery godziny, a kiedy się obudził spałaszował drugie śniadanie, które za chwilę będzie też mogło zostać uznane za obiad (bo Dziedzic teraz odsypia rehabilitację 🙂 ). A propo rehabilitacji- z urlopu wróciła Ciocia Ania Rehabilitantka i pełna podziwu dla Frankowych zdolności cała w skowronkach wyciskała z Dziedzica siódme poty. Młody za to odwdzięczył się jej milionami buziaków i umiejętnością wypowiadania głoski:a.

Mieliśmy iść na spacer, ale kropi. Dlatego oglądaliśmy przez okno w kuchni liście i tańczyliśmy przytulane piosenki. Teraz Frankowy obiad stygnie, Frankowa mama guguluje, a Franek wypoczywa.

W załączeniu: Franek ulubieniec mediów, czyli co jeszcze wymyśli Wujek P.:

 

Z wieści towarzyskich: wczoraj poznaliśmy Babcię i Dziadka Judytki, których dobre serce uratowało Frankową mamę od zawału. Dziękujemy!!!

 

A niedługo wraca tata.

 

Wakacyjnie.

Urlopujemy na całego. Dzisiaj na przykład po śniadaniu leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy z sufitem, potem ucięliśmy sobie krótką drzemkę i tak nam zleciało do dziesiątej. Gdyby nie fakt, że miała przyjechać Ciocia od masażu, pewnie zeszłoby nam na leniuchowaniu do południa, a tak trzeba było zebrać resztki silnej woli i wstać. Franek zachwyca dobrym samopoczuciem i radosnym nastrojem. Cały dzień oglądaliśmy brunetki w telewizji, przytulaliśmy się i ćwiczyliśmy samodzielne siedzenie. Dziedzicowi idzie z tym już coraz sprawniej, a dziś do tego wszystkiego zaczął jeszcze delikatnie podnosić łapki, jakby chciał coś sięgnąć. Jestem z niego niesamowicie dumna.

Z wieści najnowszych technologii:

po dwóch miesiącach pobytu w domu na koncie mamy już wymianę respiratora i wymianę pulsoksymetru. To jest naprawdę nie nasza wina! Respirator- to wiadomo, wspominałam wcześniej, jakaś niezidentyfikowana wado-usterka, która zadziwiła nawet naszego Doktora Opiekuna. A pulosksymert? Wczoraj Dziedzic miał mieć tradycyjną wymianę rurki. Jednak w czasie przygotowań Ciocia Pielęgniarka odkryła, że nasz pulso nie czyta Młodego i tym samym nie będzie można zmierzyć mu saturacji. Dlatego dla bezpieczeństwa Młodego wymianę rurki przesunęliśmy na środę, a dziś przyjechał nowy sprzęcior. Zorientowani rodzice pomyślą, że to pewnie czujniki… I mają rację, jednak wraz z czujnikami zepsuło się gniazdko w urządzeniu, więc trzeba było wymienić całość. Jeszcze raz i zaczną nas w HELP podejrzewać o sabotaż…

Z wieści atmosferycznych:

Kiedy pada- siedzimy w domu. Bo pada. Kiedy wieje- siedzimy w domu. Bo wieje. Kiedy grzeje niemiłosiernie- siedzimy w domu. Do tego wszystkiego doszła duchota okrutna. Wybraliśmy się z Dziedzicem późnym popołudniem na spacer. W planach była rundka do Wandzi Babci i z powrotem najbardziej okrężną drogą z możliwych. Cała podróż trwała jednak tylko kilkadziesiąt metrów i trzeba było wracać do domu. Było tak duszno, że respirator nie dawał rady, a co za tym idzie, rady nie dawał też Franklin. Dlatego za stosowne uznaliśmy ewakuować się do domu, na kanapę. Tam odbyliśmy kolejną drzemkę i przyjechali Oni.

Z wieści towarzyskich:

Ponieważ jeszcze trochę jesteśmy duetem bez tatowego wsparcia, nie wszystko mamy porządnie zorganizowane. I takie na przykład soczki. I pieluszki. Wzięły i się skończyły. Dlatego napisaliśmy dziś maila do Suzany, ona wzięła za rękę Wujka P. i zrobili nam zakupy. Wujek przyznał, że miał mikro zawał, kiedy zobaczył ile jest rodzajów zupek, pieluszek i inności dla dzieci, ale koniec końców dzielnie się spisali i całe zakupy były zgodne z listą i oczekiwaniami Dziedzica i mamy. Na dodatek Wujek nagrał dla Franka bajkę o Małpce Fiki-Miki, którą sam osobiście czyta i teraz na przemian będziemy słuchali w aucie Wujka w wersji Koziołek Matołek lub Małpka. Franklin dał swojej Suzanie wielki popis umiejętności i pięknie podskakiwał pupą w czasie kąpieli, a później (kiedy mama zmieniała tasiemkę i oporządzała Dziedzica) Młody w skupieniu wysłuchał recitalu Suzany, które wykonywała autorskie wersje największych polskich przebojów. Frankowi się podobało, mamie, Wujkowi i psom… też, tylko my się na muzyce nie znamy 😉 Ogólnie wieczór minął nam bardzo wesoło, a mama dzięki technicznym umiejętnościom Wujka słucha  teraz listy w RC ( http://rc.fm/ ) i pisze posta.

Z wieści rodzinnych:

tata nadal na wyjeździe. Tęskniochamy już bardzo bardzo i to jest jedyny minus tego urlopu.

Poniżej: najnowsze, a już moje ukochane:

I jeszcze zabawowe, na dobry weekend:

I takie kąpielowe. Dla czyściochów:

 

Dobrego weekendu! Kochamy Cię, tato!

 

Król Qp siedzi.

W końcu przyszło lato! Dlatego, żeby nie stracić z niego ani minuty nawet w czasie urlopu Dziedzic i mama wstają o szóstej rano. Dziś, co prawda zaraz po śniadaniu (zjedzonym w łóżku oczywiście) poszliśmy spać, jednak kolejną pobudkę zafundował nam telefon o ósmej i już nie było mowy o spaniu. Ponieważ zostaliśmy sami na włościach, dbamy o nie, jak tylko potrafimy najlepiej. Na spółkę zatem wieszaliśmy dziś pranie (Franek jedną skarpetkę, ale zostało mu policzone), zmywaliśmy i robiliśmy sałatkę dla mamy. Na dowód dobrego samopoczucia Dziedzic zjadł owoce na drugie śniadanie, a na obiad pogoniliśmy do Babci Domowej na pomidorową. Franklin zafundował Babci jeden ze swoich popisów i jadł, jadł, jadł…

Pamiętam, że miałam się nie przechwalać w tym temacie, jednak tak trudno mi się powstrzymać. Dlatego odpukuje w puste i ogłaszam: Dziedzic dziś sam osobiście z własnej woli i bez żadnego wspomagania zrobił 5 qp. Pięć. Normalnych. Niemowlęcych. Oklasky proszę 🙂

Z wieści kondycyjnych:

Frankowe Ciotki rehabilitantki na spółkę z Frankową siłą zdziałali cuda. Otóż kochani Czytacze Franek dziś po raz pierwszy siedział sam. Zupełnie sam. Posadzony co prawda, bo rurka mimo wszystko utrudnia mu siadanie (bo głowę ciągnie jak szalony), ale siedział. Dumny taki ze swojego osiągnięcia i szczęśliwy, że oczu nie mogłam oderwać. Świat podoba mu się dużo bardziej właśnie z tej perspektywy. A oto dowód:

Pan Żyraf dzielnie wspiera Młodego przy siedzeniu, bo nóżki ciągną do przodu i tyłek ucieka… Jednak myślę, że wszyscy możemy być dumni 🙂

Wieczorem, jak codziennie z resztą, odpowiedzieliśmy na miliony pytań Frankowego taty, który pęka z tęsknoty, odbyliśmy długą i pełną śmiechów kąpiel, Franklin zjadł cały kubek kaszki i poszedł spać. Tymczasem mama wraz z Ciocią A. urządziły sobie przepyszną kolację i teraz (z racji tego, że Ciocia ma całe 8 lat) oglądamy dziwne bajki na Disney Channel. Dziś śpimy we trójkę…

Dobrego czwartku Czytacze!

 

Frankowe rekordy i Tatowe rozterki.

I wróciliśmy na włości. Franek całą niedzielę był pieszczony, noszony, lulany, zabawiany i rozpieszczany. Ponieważ oczywiście padało, nasze wycieczki polegały na przemieszczaniu się po domu Dziadków i zaliczaniu wszystkich możliwych łóżek. Dziedzic postanowił pokazać klasę i na niedzielny obiad zjadł, co następuje:

Babciny rosół z makaronem w ilości mililitrów 100

Babciny rosół z połową ziemniaka (bo Babcia nie przewidziała, że Dziedzic tamto zje i makaronu przybrakło) w ilości mililitrów 100

całą (!) gotowaną pałkę kurczaka, czyli w naszej rodzinnej gwarze mięsko z rączką

Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia i tylko Franek miał w oczach totalny luz i obłęd na widok Dziadkowych szaleństw. Wieczorem odbyliśmy kąpiel na stole, Młodzieniec zakończył dzień kaszką, po czym pobujał z Babcią na fotelu bujanym i poszedł spać.

A! Dziadkowie w niedzielę o 8 rano już nie śpią. Ale niespodzianka w postaci naszego przyjazdu i tak się udała 🙂

Dziś od rana z lekką nutką niecierpliwości oczekiwaliśmy qpy. Na każde stękniecie Młodego odbywał się rytuał ekspresowego zdejmowania spodni i pampersa, po czym Franklin uznawał, że to jeszcze nie pora i raczył nas soczystymi buziakami. Na szczęście około południa pojawiła się! Wyczekiwana, więc baaaaaardzo duża i baaaaaardzo…. no pokój trzeba było wietrzyć. W ogóle to należy chyba zacząć Dziedzica przyzwyczajać do siadania na tronie. Trzeba wykorzystywać jego umiejętność trzymania głowy i prawie samodzielnego siedzenia. Widziałam nawet u wujka gugle takie nocniki z oparciami i podparciami pod rączki, więc mogłyby one zdać u nas egzamin. Zobaczymy…

Wracając do naszych podróży. Jak prawdziwi podróżnicy, nie mogliśmy w drodze powrotnej nie zajechać do Suzany i Wujka P. Suzi jeszcze nie było, więc Wujek pełniąc honory gospodarza sam osobiście pokroił ciasto i oczywiście zorganizował Młodemu sesję fotograficzną. Kiedy na włości wróciła Ciotka, Dziedzic okrasił ją buziakami, zgrzytaniem zębów i pełną gama zapachów z okolic pampersa. Suzana wszystko przyjęła dzielnie, a kiedy usłyszała, jak Franuś potrafi już „gadać” niemal fruwała nad ziemią. W kwestii informacyjnej: Suzi, Twoje zabiegi nie poszły na marne, w drodze powrotnej była qpa!

Tymczasem u Frankowego taty…

Nasz tata jak wszyscy wiedzą jest daleko. Bardzo daleko. Można by rzec… 456 km od domu. Zatem, kiedy dopada go tęsknota za swoimi skarbami (nami czyli) dzwoni. Oj tam, 46 telefonów to wcale nie jest dużo. Tata, jak na prawdziwego tatę przystało martwi się, czy:

*Dziedzic je? -Je.

*Qpa była? -Była.

*Ćwiczył dziś? –  Ćwiczył.

*Gada? – Jak szalony.

*Tęskni? – Niemiłosiernie z mamusią na spółkę.

A miał od nas odpoczywać…

Poniżej szaleństwo Wujka P. na temat Franklina: Specjalnie dla Frankowego taty:

I jeszcze na koniec. Przechwałka mała:

Dziedzic został dziś zważony. PO dwóch qpach. PRZED kolacją. PO kąpieli.

 

6,3 kg.

 

Te 100 gramów dedykujemy Cioci A. Dietetyk.

…nie mogłam się powstrzymać. Powyżej dzieło Wujka P. jedno z wielu dzieł 🙂