Franek testuje rodziców.

Mamowy urlop dobiega końca. W związku z tym mama trzyma się jak najdalej od komputera i jak najbliżej Franklina. Od powrotu Frankowego taty w domu jest fajniej. Śpimy we trójkę, jemy razem śniadania i zwiedzamy wspólnie świat. Ponadto od kilkunastu dni w naszym domu słychać, że mamy dziecko. Franklin gada już coraz sprawniej. Głównie: aaaaaaaaaa, eeeeeeeeeeee i ble. Mama i Ania jeszcze nie dane nam było usłyszeć. Chociaż wczoraj, kiedy mama się kąpała Franek (PODOBNO) powiedział tata- co słyszał tylko tata, więc sami wiecie ;-). Najwięcej Franek mówi zaraz po przebudzeniu o piątej rano i w czasie jedzenia, czyli wtedy, kiedy ma robić coś zupełnie innego. Ale nikt nie obiecywał, że Dziedzic w wieku prawie dziesięciu miesięcy nie będzie miał swoich małych fanaberii.

W środę Młodzieniec miał wymienianą rurkę tracheo. Całość zniósł tradycyjnie bardzo dzielnie. Później obraził się tylko na swojego Doktora Opiekuna, który postanowił pobrać mu krew i zrobić gazometrię w szpitalnym laboratorium. Ponieważ całość musiała trwać nie dłużej nie 15-20 minut, Dziedzic brutalnie został ukłuty w piętę, a Doktor zaraz po pobraniu próbki, schłodził ją i łamiąc wszelkie znane zasady ruchu drogowego pogonił do szpitala. Za powyższe ukłucie Franklin odwdzięczył się płaczem długim i donośnym oraz spojrzeniem w stylu: ufałem Ci, Doktorze… Dziś wraz z Doktorem przyjechał wynik. Oczywiście bez większego zarzutu. Dlatego Doktor postanowił zmniejszyć procentowy udział oddechów respi w oddechach wszystkich i tym samym Dziedzic musi się teraz bardziej napracować własną prawie wyłączoną przeponą. Ponieważ Franek wrażliwcem jest zmianę ustawień odreagował wieczorną depresją i godzinnym płaczem, doprowadzając nas tym samym do zawału i pozbawienia sił na cokolwiek. Dziedzicowa depresja objawiła się a) płaczem nagłym i donośnym b) dusznością nad dusznościami c) bladością lica d) brunatnością ust. Młody został zatem lekko dotleniony i zasnął. Bez kolacji. Frankowi starzy, my czyli zawał pokonaliśmy i też idziemy spać. Po kolacji.

W ogóle jeśli chodzi o jedzenie, to niejeden odchudzający się Czytacz byłby z nas dumny. A w zasadzie z Franka. Dziś w pełni zjadł tylko śniadanie. Przez cały dzień konsumował tak małe ilości, że aż wstyd przyznać. Pił za to za trzech. Plus tego jest taki, że na pewno się nie odwodni… Mam nadzieję, że to był tylko taki wypadek przy pracy i jutro już będzie jadł w normie.  Bo ja tu się przechwalam stoma gramami na plus we Frankowej wadze, a Antek nasz SMA I kolega przytył DWA kilo i zawstydził nasze przybieranie na wadze jak turbodymomen.

Jeszcze z życia domu:

Prawo ironii losu numer 632: chcesz, żeby spadł deszcz? Trzy dni przed końcem urlopu umyj okna.

 

Poniżej nasze Cudo. Śpi. Fot. Wujek P.:

I jeszcze: Frankie na wyjeździe. Wczoraj u Suzany:

                                  Weekend musi być spokojny.