Wakacyjnie.

Urlopujemy na całego. Dzisiaj na przykład po śniadaniu leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy z sufitem, potem ucięliśmy sobie krótką drzemkę i tak nam zleciało do dziesiątej. Gdyby nie fakt, że miała przyjechać Ciocia od masażu, pewnie zeszłoby nam na leniuchowaniu do południa, a tak trzeba było zebrać resztki silnej woli i wstać. Franek zachwyca dobrym samopoczuciem i radosnym nastrojem. Cały dzień oglądaliśmy brunetki w telewizji, przytulaliśmy się i ćwiczyliśmy samodzielne siedzenie. Dziedzicowi idzie z tym już coraz sprawniej, a dziś do tego wszystkiego zaczął jeszcze delikatnie podnosić łapki, jakby chciał coś sięgnąć. Jestem z niego niesamowicie dumna.

Z wieści najnowszych technologii:

po dwóch miesiącach pobytu w domu na koncie mamy już wymianę respiratora i wymianę pulsoksymetru. To jest naprawdę nie nasza wina! Respirator- to wiadomo, wspominałam wcześniej, jakaś niezidentyfikowana wado-usterka, która zadziwiła nawet naszego Doktora Opiekuna. A pulosksymert? Wczoraj Dziedzic miał mieć tradycyjną wymianę rurki. Jednak w czasie przygotowań Ciocia Pielęgniarka odkryła, że nasz pulso nie czyta Młodego i tym samym nie będzie można zmierzyć mu saturacji. Dlatego dla bezpieczeństwa Młodego wymianę rurki przesunęliśmy na środę, a dziś przyjechał nowy sprzęcior. Zorientowani rodzice pomyślą, że to pewnie czujniki… I mają rację, jednak wraz z czujnikami zepsuło się gniazdko w urządzeniu, więc trzeba było wymienić całość. Jeszcze raz i zaczną nas w HELP podejrzewać o sabotaż…

Z wieści atmosferycznych:

Kiedy pada- siedzimy w domu. Bo pada. Kiedy wieje- siedzimy w domu. Bo wieje. Kiedy grzeje niemiłosiernie- siedzimy w domu. Do tego wszystkiego doszła duchota okrutna. Wybraliśmy się z Dziedzicem późnym popołudniem na spacer. W planach była rundka do Wandzi Babci i z powrotem najbardziej okrężną drogą z możliwych. Cała podróż trwała jednak tylko kilkadziesiąt metrów i trzeba było wracać do domu. Było tak duszno, że respirator nie dawał rady, a co za tym idzie, rady nie dawał też Franklin. Dlatego za stosowne uznaliśmy ewakuować się do domu, na kanapę. Tam odbyliśmy kolejną drzemkę i przyjechali Oni.

Z wieści towarzyskich:

Ponieważ jeszcze trochę jesteśmy duetem bez tatowego wsparcia, nie wszystko mamy porządnie zorganizowane. I takie na przykład soczki. I pieluszki. Wzięły i się skończyły. Dlatego napisaliśmy dziś maila do Suzany, ona wzięła za rękę Wujka P. i zrobili nam zakupy. Wujek przyznał, że miał mikro zawał, kiedy zobaczył ile jest rodzajów zupek, pieluszek i inności dla dzieci, ale koniec końców dzielnie się spisali i całe zakupy były zgodne z listą i oczekiwaniami Dziedzica i mamy. Na dodatek Wujek nagrał dla Franka bajkę o Małpce Fiki-Miki, którą sam osobiście czyta i teraz na przemian będziemy słuchali w aucie Wujka w wersji Koziołek Matołek lub Małpka. Franklin dał swojej Suzanie wielki popis umiejętności i pięknie podskakiwał pupą w czasie kąpieli, a później (kiedy mama zmieniała tasiemkę i oporządzała Dziedzica) Młody w skupieniu wysłuchał recitalu Suzany, które wykonywała autorskie wersje największych polskich przebojów. Frankowi się podobało, mamie, Wujkowi i psom… też, tylko my się na muzyce nie znamy 😉 Ogólnie wieczór minął nam bardzo wesoło, a mama dzięki technicznym umiejętnościom Wujka słucha  teraz listy w RC ( http://rc.fm/ ) i pisze posta.

Z wieści rodzinnych:

tata nadal na wyjeździe. Tęskniochamy już bardzo bardzo i to jest jedyny minus tego urlopu.

Poniżej: najnowsze, a już moje ukochane:

I jeszcze zabawowe, na dobry weekend:

I takie kąpielowe. Dla czyściochów:

 

Dobrego weekendu! Kochamy Cię, tato!