O Frankowym weekendzie można wiele napisać. Oto wielki skrót:
Sobota:
Już od pobudki czuliśmy niezdrowe podniecenie w żołądku. Motylki i te sprawy. Od samego rana zabraliśmy się za porządki. Frankowy humor dobrze rokował, więc Frankowy tata zabrał się za koszenie trawy, Franuś za zarządzanie, a mama za wyrywanie chwastów. Później tradycyjnie już bujaliśmy się na huśtawce, byliśmy na spacerze, zjedliśmy obiad, ucięliśmy sobie drzemkę i w końcu wybiła godzina zero. Mieliśmy odwiedzić Suzanę i Wujka P. Dlatego właśnie Franek odbył kąpiel, wystroił się w najpiękniejszą w świecie bluzkę z misiem i pogoniliśmy do (rany, co za słowo!) wujostwa 🙂 Wspomniałam, że kąpiel odbyła się… w ogródku? Nie? No to wspominam. Film z tego wiekopomnego wydarzenia wkrótce. Ale powiem Wam w sekrecie, że zabawy było co niemiara!
Tradycyjnie już Wujek P., niczym rasowy paprazzo czekał z aparatem, Suzana miała przygotowane posłanie dla Dziedzica i już całe popołudnie Młodzieniec był rozpieszczany do granic możliwości. W dowód wdzięczności obdarował Ciocię qpą w ilości sztuk dwie i konsystencji hard, co ucieszyło wszystkich zebranych tak bardzo, że Wujek i Frankowy tata wybrali się na szybkie zakupy i przynieśli Frankowi dwie koszulki, z których jedna była obiektem zachwytów całą niedzielę. Wieczorem, kiedy już zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu, Franek postanowił przytulić się do podusi Suzany i zasnąć, co przedłużyło naszą wizytę do granic nieprzyzwoitości, bo Ciocia i Wujek zabronili budzić Dziedzica, nakazując rodzicom, nam czyli siedzieć i czekać. Oczywiście jak to z mężczyznami bywa, także i Dziedzic spał do momentu wielkiego głodu. Przed powrotem do domu spałaszował jeszcze odrobinę kaszki, porwał Suzanie chustkę (bo zapomniałam Frankowej czapki, a wieczorem trochę wiało) i pogoniliśmy do domu.
I zapomniałabym dodać! Od wczoraj Franek i Wujek P. są posiadaczami dinozaurusów-oszczędniaurusów 🙂 Skarbonek czyli. Z dinozaurem. Każdy ma swoją ze swoim imieniem. Obaj ucieszeni na maksa. A ponieważ, jak wszyscy wiedzą, obaj są wielbicielami żyraf- do skarbonki zbierają na najprawdziwszą na świecie żyrafę, którą na spółkę będą karmić bananami. A co tam 🙂
Poniżej najnowsze, najświeższe i najbardziej wyczesane fotki Dziedzica. Autorstwa Wujka P. ofkors.
I jeszcze takie zadziorne:
I z Suzaną. Franek podrywa:
Trzeba także wspomnieć o niedzieli. Niestety.
Niedziela przebiegła nam pod znakiem wielkiego płaczu. Wszystkiemu winne oczywiście warunki atmosferyczne. Gorąco, że masakra. Franek spocony jak górnik po robocie, oczywiście na bakier z jedzeniem (choć na kolację zjadł obiadek ze słoika i całe żółtko) i na dodatek walczący z muchami. Dziś także planowaliśmy wielkie wyjście, w związku z czym nawet Kasia i Paula przełożyły swój przyjazd, jednak koniec końców nic z tego nie wyszło i cały dzień walczyliśmy z depresją. Franek postanowił przepłakać całą niedzielę. Było mu źle. Cały dzień udowadniał nam, że niebo jest zbyt niebieskie, liście zbyt zielone i generalnie jest bez sensu. W związku z tym odbył kąpiel w trybie przyspieszonym i poszedł wcześniej spać. Nie od dziś wiadomo, że na humory najlepszy jest sen.
Na pocieszenie dla wszystkich fanek. I cioci Beaty. Franek hipis, design by Suzana:
Obiecałam kiedyś, że będę wspominać o każdej Cioci z Łodzi, która mi się przypomni! Dziś nastąpiło to nagłe olśnienie:
Ciociu Ewo o rudych krótkich włosach i bardzo donośnym głosie 😉 buziakujemy i dziękujemy :* za pogaduszki do poduszki i swatanie Franka z Zuzią i drugiego boksu!
A co am, jeszcze na koniec. Oczy.
Dobrego tygodnia!