Franek wstał dziś razem z tatą o 5:15. Tata pojechał po porzeczkę, a mama z oczętami pełnymi snu dotrzymywała synowi towarzystwa. Śniadanie zjedliśmy zatem jak prawdziwe ranne ptaszki i poszliśmy oglądać przez okno w kuchni deszcz. Okazuje się, że nawet kroplom na szybie można wysyłać buziaki i tym sposobem nasze krople były dziś najszczęśliwszymi kroplami na świecie. Generalnie naszym planem na dziś było słynne nicnierobienie. Dlatego na obiad była pomidorowa od wczoraj, którą Frankowy tata popchnął pizzą u babci, a wszelkiej maści prace Franek i mama omijali szerokim łukiem.
Na szczęście około południa pogoda poprawiła się i kiedy tato wrócił postanowiliśmy dać mu trochę luzu i wraz z Frankiem wybraliśmy się na podwórko. A tam? Spełniliśmy największe marzenie Cioci Suzany. Mianowicie leżeliśmy na trawie na kocu, patrzeliśmy w niebo i liczyliśmy oddechy:-) Franklin dość szybko uznał, że marzenie owo jest co najmniej dziwne i zasnął, a mama tymczasem zajęła się odganianiem z synowego lica much i innych takich, co to postanowiły nam życie utrudnić. A propo oddechów. Nasz Doktor Opiekun, w opinii Doktora Help i kilku innych fachowców to bardzo ambitny człek jest. A co za tym idzie stosuje wobec Dziedzica metodę „walcz Młody z Potworem” i systematycznie zmniejsza ilość oddechów, które respirator ma Frankowi dostarczać, zmuszając tym samym Dziedzicową przeponę do pracy. Tym sposobem od momentu powrotu do domu zupełnie zrezygnowaliśmy już z koncentratora tlenu i na dzień dzisiejszy Franklin pobierając od respi 17 oddechów, stosuje około 15 własnych osobistych. Doktor Opiekun twierdzi, że powinniśmy dojść do tego, że Dziedzic będzie oddychał na pół z respiratorem. Dzięki temu jego płuca nie będą tak bardzo „zużywane” przez respirator, a co za tym idzie dłużej będą nadawały się do wentylacji mechanicznej. (SMARD1 najprościej rzecz ujmując, atakuje przede wszystkim mięśnie oddechowe, później mięśnie odpowiedzialne za ruch, dlatego niezwykle ważne jest utrzymywanie płuc i całej oddechowej reszty jak najdłużej w jak najlepszej kondycji. Zużyte płuca nie podlegają wymianie, a Frankowej przepony nie można uruchomić w żaden znany dziś medycynie sposób.) Ale do marzeń Suzany powracając. Kiedy policzyliśmy już liście na drzewie, skończyliśmy zastanawiać się dlaczego niebo jest niebieskie i skąd się biorą chmury a nasz ( a raczej Frankowy) głód został zaspokojony, Frankowy tata pomógł nam się ulokować na huśtawce i już na całego bujaliśmy w obłokach! Blond włosy Dziedzica rozwiewał wiatr, a Franklin z miną „alllle jazda” próbował porwać tacie buziaczka. Po uskutecznieniu takiego relaksu chłopaki postanowili wybrać się na wieczorny spacer i zaopatrzeni w picie, ssak i cewniki pogonili w plener.
Brakowało nam tylko Wujka P. lub Kasi z aparatem, bo w naszym baterie uznały, że się wyczerpią. Zatem fotorelacji z niedzielnego lenistwa brak. Jednak nie ma tego złego i w następną niedzielę planujemy powtórkę z aparatem lub którymś z naszych paparazzi.
Jest 20:19. Chłopaki nadal buszują. Brazylia wygrywa 11:8 z Rosjanami. Fajna taka niedziela. Do następnej tylko 7 dni!
Dobrego tygodnia:-)