A co tam, Panie na Dziedzica dworze?

Jak to zwykle z urlopem bywa, pogoda do bani. Zimno, wietrznie i pochmurno. A podobno dziś właśnie miało się w końcu rozpocząć prawdziwe lato.Ponieważ w tym roku nie odważyliśmy się jeszcze na letni wyjazd poza dom całą trójką, Frankowy tata na dwa tygodnie porzucił wielkopolską ziemię i wczoraj w nocy pojechał do Wujka Farmera. Zamysł wyjazdu był taki, że z jednej strony tata odpocznie trochę od domu i w ogóle, z drugiej pomoże wujkowi ogarnąć gospodarstwo. Korzyści obopólne – Frankowy tata będzie miał trochę czasu dla siebie, a Wujek bratnią (dosłownie) duszę na dalekim wschodzie. Tym samym dziś Dziedzic spał z mamusią. Chrapał niesamowicie i oczywiście wstał o świcie z wielkim głodem w oczach, ale w myśl zasady „jestem tolerancyjną matką” zostało mu to wybaczone. Od samego rana zabraliśmy się z porządki, bo na popołudnie duet Kasia&Paula z mama do spółki zapowiedziały się z wizytą. Franklin przywitał dziewczyny szerokim uśmiechem złożonym z prawie siedmiu zębów (prawie, bo górna trójka już, już -tuż tuż), potem były buziaki i przytulanki. Momentem kulminacyjnym wizyty była rozmowa Kasi i Franka, bowiem Dziedzic już od tygodnia coraz bardziej świadomie wysila swoje struny głosowe i wydobywa z siebie przeróżnej maści dźwięki. W końcu słychać, że mamy dziecko! 🙂 Dziś trenowaliśmy najsłynniejsze na świecie ma-ma, ale Franek tylko mnie wyśmiał i zbuziakował na dokładkę.

Z wieści żywieniowych:

Ciociu A. Dietetyk! To marudzenie, to nieszczęsna górna trójka była! Teraz jemy, dziś na przykład rybkę, zupkę i owoce. Dziedzic spać poszedł co prawda bez kolacji, ale pewnie się zaraz obudzi, bo już mlaszcze na całego, więc całość dopełnimy kaszką i możesz słać nagrody…

Na qpę czekamy, brzuch miękki, więc bez tragedii.

Z wieści towarzyskich:

Frankowy Pan Żyraf ma narzeczoną- prezent od Pauli i Kasi.

W załączeniu najnowsze zdobycze foto. Foto by Kasia K.

 

A jutro jedziemy na rosół do Babci Goshi i Dziadka Ksero! Wybieramy się od rana,zaraz po śniadaniu, ciekawe czy o siódmej w niedzielę będą jeszcze spali? 🙂

 

 

Jest diagnoza.

Franuś miał dzisiaj bardzo ważnego gościa.

Przyjechała do nas Dr Jędrzejowska z Polskiej Akademii Nauk, która badała próbkę DNA Franka w kierunku SMARD1. Przywiozła ze sobą dokument, który potwierdza mutację genu odpowiedzialnego za SMARD1, a co za tym idzie od dziś Dziedzic jest w pełni zdiagnozowany. Na dzień dzisiejszy Franek jest drugim dzieckiem w Polsce, u którego stwierdzono Potworzastego. Przed Franusiem walczył z nim dzielny Michałek, którego mama jest dla nas i źródłem wiedzy i wirtualną doradczynią i jedną z wielu Cioć Frankowych. Dziś Franek jest jedynym w Polsce takim przypadkiem i najprawdopodobniej jedynym w ogóle,u którego wykryto najkrócej pisząc, kilka mutacji genów, nie notowanych w żadnej dostępnej światowej bazie. Zawsze wiedziałam, że będę miała wyjątkowe dziecko…

Ogólnie rzecz ujmując, Pani Doktor była bardzo zaskoczona wizerunkiem Dziedzica. Zaskoczona in plus. A sam Dziedzic wypłynął dziś na wyżyny swoich towarzyskich możliwości. W związku z powyższym zaprezentował swojemu Gościowi całą paletę umiejętności. Było i jedzenie i picie i buziaki i zgrzytanie zębami i nawet machanie łapkami i… qpa oczywiście. Pani Doktor Młodzieńca obejrzała, zbadała, obfotografowała. Wnioski z wizyty? Pierwsze objawy SMARD1 u Franciszka- klasyczne: niska masa urodzeniowa ciała, cichy płacz, opadające stópki, niewydolność oddechowa… Dalszy przebieg… dość wyjątkowy. Jednak przypadków SMARD1 jest tak niewiele, że nie ma żadnych typowych przebiegów choroby. Dlatego każdy jest szczegółowo opisywany. U Franka wygląda to tak, że od momentu powrotu do domu odżył: nauczył się machać łapkami, pięknie trzyma głowę, rozgląda się, reaguje na bodźce, stara się podnosić pupę -to nie znaczy, że zdrowieje- u kilkorga z dotąd opisanych przypadków SMARD1 na długi czas zatrzymywał się lub następowała zauważalna poprawa. Możliwe, że Dziedzic będzie jednym z tych przypadków. Co jeszcze? Franka od innych dzieci z tą diagnozą różni to, że nie jest grubaskiem i wolno przybiera na wadze, nie ma także obrzęków podskórnych, które są ponoć także „klasyczne”. Wnioski? Kochać, kochać i jeszcze mocniej kochać, dodatkowo starać się nie doprowadzać do infekcji, rehabilitować, żeby nie dopuścić do przykurczy, karmić zdrowo i kochać. Pani Doktor uznała, że nie widzi potrzeby podawania Młodemu kwasu foliowego lub witamin z grupy B, można ewentualnie wspomóc Dziedzica preparatem wielowitaminowym dla podtrzymania kondycji. Rokowania? W myśl zasady, co ma być to będzie, carpe diem i innych takich: będziemy podróżować, zwiedzać świat (czyli póki co Kalisz i okolice), próbować nowych pyszności, pływać w wannie w ogródku i pozwalać Dziedzicowi podrywać dziewczyny. I jeszcze świętować urodziny- co miesiąc.

Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest la la la…:-)

Z innych wieści:

wczoraj zadzwoniła do nas Mama Kubusia. Kubuś ma SMA I i mieszka bardzo blisko naszego miasta. Kubuś ma już 2 lata i duże doświadczenie z życiem pod respiratorem. Mama i jej Kubuś dołączają zatem do naszych Potworzastych Przyjaciół i mamy nadzieję, że już niedługo pokuszą się o wycieczkę na Frankowe włości.

Bo obiecałam:

Za współtworzenie dzisiejszej notki dziękuję Frankowemu tacie, który podrzuciła mi DWA wyrazy, bez których całe to pisanie nie miałoby sensu. Loff ja, mężu!

 

***

Od piątku urlopujemy.

 

Kulinarnie o Franku.

Wiem, to może zabrzmieć niewiarygodnie. To może nawet zabrzmieć nieprawdziwie, ale nikt nie obiecywał, że będziemy łatwą lekturą. Franek je. JE. Sam. Paszczą swą znaczy, bez użycia sond i innych takich przykrych przyrządów. Dlaczego to piszę? Dlatego, że widmo sondy i szybkiego pega siedziało nam na karku niemal od początku. Z obserwacji wynika, że dzieci ze SMARD1, choć siły w mięśniach tracą nieco później niż siły ujmijmy to „oddechowe”, dość szybko odmawiają samodzielnego jedzenia. Pamiętam jak po Frankowej utracie przytomności w II Klinice Pediatrii w CZMP w Łodzi  i braku pomysłu na diagnozę, lekarze mówili nam, że sami nie wiedzą, co będzie. Pamiętam, jak później mówiono nam, że dzieci ze SMARD dożywają około 6 miesięcy życia. A dziś? Młody ma 9 miesięcy i je. SAM. Tak, tylko chciałam się pochwalić…

O sobotnim wyczynie żywieniowym już wspomniałam. W niedzielę zaliczyliśmy powtórkę z rozrywki. Przede wszystkim śniadanie. Franuś chyba przekonał się do smaku oliwy z oliwek i teraz pałaszuje na przemian kaszkę z masełkiem lub z łyżeczką oliwy z oliwek. Po takim śniadaniu spaliśmy całą trójką jak aniołki prawie do południa. Później tato i synuś obejrzeli Anię z Zielonego Wzgórza, Franek zjadł owoce i znów poszliśmy spać. Do pionu przywróciła nas Ciocia Esia, która zapowiedziała się na popołudniową wizytę. W związku z tym przeprowadziliśmy sprzątanie w wersji ekspres i wybraliśmy się z Dziedzicem do sklepu po ciacho. Młodzieniec postanowił wpłynąć na wyżyny swojej gościnności i Ciocia, choć dawno nie widziana, od drzwi została zbuziakowana, obgadana i obejrzana- jednak miłość do brunetek trwa. Ciociowy Wujek od razu zorientował się, że Młody uwodzi jego narzeczoną i przekupił Dziedzica delfinem w kolorze blue, który przyjechał do nas aż z Łeby. Na znak pokoju Franklin spałaszował cały słoik ryby, która oczywiście wpływa na wszystko, a szczególnie na apetyt chyba, bo na kolację synuś zjadł kaszkę z masłem i pięknie przespał całą noc.

…Dziś za to byliśmy na lekkiej diecie. To znaczy Franek był, śniadanie i owoc jak zawsze, jednak z obiadem było już gorzej. Dokładnie to obiadu nie było w ogóle. Za to kolacja niemal w normie okraszona qpą w wersji hard. Niestety po południu i wieczorem Franuś miał doła. Świadkiem tego była poznańska Ciocia Ew., która sprawiła nam niespodziewajkę i wpadła z wizytą. Tylko Franklin nie był dziś zbyt gościnnym chłopcem i postanowił całe odwiedziny przepłakać. Ciocia dzielnie znosiła jego humory i obiecała niedługo przyjechać znowu. Dziedzic zasnął trzy minuty po Jej wyjściu i póki co śpi już 4 godziny bez przerwy. Oby do rana 🙂

Z wieści medycznych:

Franek ma zlecone przez naszą Doktor Pediatrę co trzytygodniowe badania krwi. Dziś odebrałam wynik drugiego. Ogólnie całkiem nieźle, lekki niedobór żelaza, które będziemy uzupełniać przede wszystkim dietą. W tym miejscu Ciocia Dietetyk została okrężną drogą ponownie poproszona o pomoc. Niedożywienia (dzięki ci o losie złośliwy!) brak. Czyli tata nie karmi najgorzej, a Dziecię siły witalne posiada.

A jutro Franuś będzie miał wymieniany respirator.Wymiana spowodowana jest sugestiami Doktora Opiekuna, który dopatrzył się pewnej wady w oprogramowaniu i nowy (ten sam typ i model, tylko nowy, bez usterko-wady) ma ułatwić obserwację Dziedzicowych oddechów własnych. Mam nadzieję, że szybko się zaprzyjaźnią i weekend będziemy mogli spędzić u dziadków.

 

Sobotnie wyczyny Franklina.

Kiedy Franuś ma dobry nastrój, jakoś tak ciężko zasiąść mi do komputera i się przechwalać… Ale teraz Franuś i jego dobry nastrój śpią, dlatego przechwałki czas zacząć!

Po pierwsze:

pobiliśmy dziś rekord spożycia pokarmów i płynów! Na śniadanie była kaszka z masłem, potem brzoskwinie z jabłkiem i malinami, na obiad  1 cały (!) ziemniak, 2 kwiatki z kalafiora i 2 kawałki indyka a na kolację znów kaszka, wszystko to do smaku popijaliśmy herbatką malinową i sokiem jabłkowo-marchewkowym. Tak, wiemy, Dziedzic jest najlepszy.

Po drugie:

Qpa. Wielka. Normalna. Męska. Q-P-A! W wannie 🙂 Okraszona salwami armatnimi w postaci bąków, których żaden młody mężczyzna by się nie powstydził. QPA. Ach…

Po trzecie:

Spacer. W końcu przestało padać. Ba! Na chwilę nawet wyszło słońce. Dlatego Frankowy tata porwał Dziedzica i pobiegli oglądać kucyka. Powrócili, kiedy dom za sprawą czarodziejskiej różdżki już błyszczał. A Dziedzic na spacerze tak zgłodniał, że kolacja… ach patrz: po pierwsze 🙂

Po czwarte:

Kąpiel. Na wesoło. Dużo wody, dużo piany, dużo śmiechu. Do tego bąki i qpa. I śmiechy nawet przy odsysaniu- Dziedzic był dziś niemożliwy.

Po piąte:

Porządki. Mama sprząta, Frankowy tata stał się bohaterem w naszym domu i zamontował wieszaki, a Franek buziakował, robił „eeeeeeee”,puszczał bąki, machał łapkami i doprowadzał nas do śmiechu swoimi minami.

Kocham tego wariata najbardziej na świecie!

Poniżej, Franek u Suzany i Wujka P.:

 

 

 

Gorrrrąco…

Parno, duszno i gorąco… W efekcie czego Dziedzicowy nastrój daleki jest od idealnego, co objawia się płaczem, dusznością i ogólnym niezadowoleniem. Od totalnego nieszczęścia uratowała Franka dzisiaj chłodna popołudniowa kąpiel, leżakowanie w samym pampersie i wentylator na najwyższych obrotach. Po południu na szczęście spadł deszcz, co sprawiło, że powietrze stało się nieco lżejsze,  a Dziedzicowy nastrój zaczął powoli powracać. Dlatego spędziliśmy dwie godziny w kuchni gotując obiad na jutro, a później przyglądaliśmy się Frankowemu tacie, który montował na oknie kuchennym moskitierę, coby Dziedzicowego lica nie bezcześciły komary i inne takie.

Za to dzisiejsze Frankowe menu nie odbiegało niemal od normalnego. Była i kaszka rano (niestety tylko 100 ml) , potem owoc, na podwieczorek 190 ml ryby z warzywami i na kolację 150 kaszki, a w tak zwanym międzyczasie był i sok i zimna herbatka. Skromnie liczymy na plusa u Cioci Dietetyk.

Z cyklu, co lubi Franek:

*Franek lubi lody i chipsy i ciastka i chleb z serem (który jadł dzisiaj w wannie! :-))- wszystkiego tego w rozsądnych ilościach już próbował.

*Franek lubi także rybę, która wpływa na wszystko i jabłko z gruszką.

*Franek lubi długie i leniwe kąpiele, które uskuteczniamy w każdej wolnej chwili.

*Franek lubi  myzianie po plecach i buziakowanie brzucha (co jest zasługą Cioci Ani G.)

*Franek lubi podróże te małe, a szczególnie te duże 🙂

*Franek lubi to;-) na fejsie!

A Frankowi Czytacze lubią to:

23 stopni i lekkiego wiaterku na jutro życzymy…

Dzień z mamą.

W związku z tym, że Frankowy tata musiał pozałatwiać różne dziwne rzeczy w urzędach, Franek spędzał dzisiaj dzień z mamą, która preludium do urlopu od szefa dostała. Od rana pięknie zjadł i… to byłoby na tyle. Bo później jego nastrój można było o kant kuli rozbić. Na szczęście około południa nadszedł ten długo wyczekiwany moment i wspólnymi siłami wycisnęliśmy qpę. Wielką taką, że aż w pampersa się nie mieściła i trzeba było o tym fakcie natychmiast powiadomić Suzanę. Po tym jakże burzliwym wydarzeniu Franusiowy nastrój powrócił i już do wieczora buszowaliśmy w znakomitych nastrojach.

A oto wtorkowe nowości:

1) Jak skutecznie zaskoczyć mamę i Ciocię M.?

*Należy użyć dwóch nowych i pięknych górnych jedynek oraz dwóch nowych i pięknych dolnych jedynek i nimi zazgrzytać!!! Tak, od dziś Dziedzic potrafi zgrzytać zębami 🙂 Najpierw myślałyśmy, że tan odgłos to coś od respiratora, potem, że przy rurce. No bo jak? Zgrzyta? Zębami? Ano zgrzyta i o oklaski proszę wszem i wobec dla nowej umiejętności naszego Dziedzica!

2) Franuś zaczyna chyba wokalizować. Tzn., robił to już wcześniej: z jego paszczy od czasu do czasu słychać było charakterystyczne „kkkkkkkkkk”, ale od kilku dni wachluje językiem w prawo i lewo, wyciąga go i chowa i co chwilę udaje mu się wykrzesać „eeee” z buziaka i jest wówczas taki szczęśliwy jakby odkrył Amerykę!

3) Frankowa głowa coraz częściej SAMA wędruje do góry. Tutaj brawa dla naszych Ciotek od ćwiczeń, które w kilka tygodni tak rozbujały Młodego, że efekty widać gołym okiem. Zagadka: jak poznać, że Dziedzic zabiera się do siadania? Odp.: jego twarz nabiera buraczkowego koloru, maluje się na niej napięcie i skupienie i oczy chcą wyskoczyć z orbit. Wtedy należy Dziedzicowi lekko pomóc, posadzić i pilnować, żeby nie uciekł, bo głowa sama mu pędzi do przodu.

4) Mam nadzieję, że zepsuła nam się waga. Dlaczego? Dlatego, że kiedy dzisiaj ważyłam Dziedzica metodą na Doktora Jarka wyszła mi tak
mała liczba, że aż strach wspominać. Zatem, kiedy jutro kupię nowe baterie do wagi i ważenie powtórzymy, napiszę, ile NAPRAWDĘ waży Dziedzic.

5) Spacerowanie jest fajne. Przemierzyliśmy dziś kilka długości naszej ulicy, odwiedziliśmy Wandzię Babcię i Dziadzię Franka, byliśmy po mleko w sklepie i generalnie było super. Franek to jednak typ podróżnika jest i siedzenie w domu go nudzi.

Na koniec, kolejne z kolekcji Wujka P. .Na dowód tego, że czasem jednak je: 🙂

 

A z tyłu głowy i tak ciągle siedzi myśl, dlaczego na niego musiało akurat trafić…


 

 

Franek po weekendzie.

O Frankowym weekendzie można wiele napisać. Oto wielki skrót:

Sobota:

Już od pobudki czuliśmy niezdrowe podniecenie w żołądku. Motylki i te sprawy. Od samego rana zabraliśmy się za porządki. Frankowy humor dobrze rokował, więc Frankowy tata zabrał się za koszenie trawy, Franuś za zarządzanie, a mama za wyrywanie chwastów. Później tradycyjnie już bujaliśmy się na huśtawce, byliśmy na spacerze, zjedliśmy obiad, ucięliśmy sobie drzemkę i w końcu wybiła godzina zero. Mieliśmy odwiedzić Suzanę i Wujka P. Dlatego właśnie Franek odbył kąpiel, wystroił się w najpiękniejszą w świecie bluzkę z misiem i pogoniliśmy do (rany, co za słowo!) wujostwa 🙂 Wspomniałam, że kąpiel odbyła się… w ogródku? Nie? No to wspominam. Film z tego wiekopomnego wydarzenia wkrótce. Ale powiem Wam w sekrecie, że zabawy było co niemiara!

Tradycyjnie już Wujek P., niczym rasowy paprazzo czekał z aparatem, Suzana miała przygotowane posłanie dla Dziedzica i już całe popołudnie Młodzieniec był rozpieszczany do granic możliwości. W dowód wdzięczności obdarował Ciocię qpą w ilości sztuk dwie i konsystencji hard, co ucieszyło wszystkich zebranych tak bardzo, że Wujek i Frankowy tata wybrali się na szybkie zakupy i przynieśli Frankowi dwie koszulki, z których jedna była obiektem zachwytów całą niedzielę. Wieczorem, kiedy już zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu, Franek postanowił przytulić się do podusi Suzany i zasnąć, co przedłużyło naszą wizytę do granic nieprzyzwoitości, bo Ciocia i Wujek zabronili budzić Dziedzica, nakazując rodzicom, nam czyli siedzieć i czekać. Oczywiście jak to z mężczyznami bywa, także i Dziedzic spał do momentu wielkiego głodu. Przed powrotem do domu spałaszował jeszcze odrobinę kaszki, porwał Suzanie chustkę (bo zapomniałam Frankowej czapki, a wieczorem trochę wiało) i pogoniliśmy do domu.

I zapomniałabym dodać! Od wczoraj Franek i Wujek P. są posiadaczami dinozaurusów-oszczędniaurusów 🙂 Skarbonek czyli. Z dinozaurem. Każdy ma swoją ze swoim imieniem. Obaj ucieszeni na maksa. A ponieważ, jak wszyscy wiedzą, obaj są wielbicielami żyraf- do skarbonki zbierają na najprawdziwszą na świecie żyrafę, którą na spółkę będą karmić bananami. A co tam 🙂

Poniżej najnowsze, najświeższe i najbardziej wyczesane fotki Dziedzica. Autorstwa Wujka P. ofkors.

I jeszcze takie zadziorne:

I z Suzaną. Franek podrywa:

Trzeba także wspomnieć o niedzieli. Niestety.

Niedziela przebiegła nam pod znakiem wielkiego płaczu. Wszystkiemu winne oczywiście warunki atmosferyczne. Gorąco, że masakra. Franek spocony jak górnik po robocie, oczywiście na bakier z jedzeniem (choć na kolację zjadł obiadek ze słoika i całe żółtko) i na dodatek walczący z muchami. Dziś także planowaliśmy wielkie wyjście, w związku z czym nawet Kasia i Paula przełożyły swój przyjazd, jednak koniec końców nic z tego nie wyszło i cały dzień walczyliśmy z depresją. Franek postanowił przepłakać całą niedzielę. Było mu źle. Cały dzień udowadniał nam, że niebo jest zbyt niebieskie, liście zbyt zielone i generalnie jest bez sensu. W związku z tym odbył kąpiel w trybie przyspieszonym i poszedł wcześniej spać. Nie od dziś wiadomo, że na humory najlepszy jest sen.

Na pocieszenie dla wszystkich fanek. I cioci Beaty. Franek hipis, design by Suzana:

Obiecałam kiedyś, że będę wspominać o każdej Cioci z Łodzi, która mi się przypomni! Dziś nastąpiło to nagłe olśnienie:

Ciociu Ewo o rudych krótkich włosach i bardzo donośnym głosie 😉 buziakujemy i dziękujemy :* za pogaduszki do poduszki i swatanie Franka z Zuzią i drugiego boksu!

A co am, jeszcze na koniec. Oczy.

Dobrego tygodnia!

 

Franklin reaktywacja.

W związku z wkroczeniem w niemal dorosły wiek Dziedzic postanowił dziś odwiedzić swoich dziadków. Jednak najpierw, od rana, po dniu postu i diety na śniadanie spałaszował 200 ml kaszki okraszonej do smaku łyżką masła. Frankowy tata mówił, że dzień przebiegł „względnie spokojnie”, a Franka odwiedziły dzisiaj aż TRZY ciocie rehabilitantki.

W związku z powyższym Młody był dzisiaj:

po pierwsze: najbardziej rozćwiczonym młodzieńcem na świecie,

po drugie: najbardziej dopieszczonym młodzieńcem na świecie,

po trzecie: najbardziej wybawionym młodzieńcem na świecie.

Dlaczego trzy ciocie od rehabilitacji? Ano dlatego, że wakacje mamy i Ciocia Rehabilitantka Pierwsza wyjeżdża na obóz, gdzie nie dość, że będzie troszkę odpoczywać, to na dodatek będzie się jeszcze dokształcać i uczyć, jak lepiej ćwiczyć z respiratorowcami, takimi jak nasz Franuś. Ciocia Blondynka też będzie troszkę urlopowała i dlatego do naszego kręgu wtajemniczonych wprowadzona zostanie Ciocia Masażystka, która będzie dbała, żeby w okresie wakacyjnym Frankowe mięśnie nie zaczęły się lenić. Tak, tak dobrze czytacie. Dziedzic będzie miał własną osobistą masażystkę! No bo kto zabroni biednemu bogato żyć 🙂 Dlatego właśnie dzisiejsze ćwiczenia trwały długo i intensywnie, co sprawiło, że Dziedzic całe popołudnie odsypiał.

Po mamowym powrocie z pracy, spakowaliśmy manatki i pogoniliśmy z wizytą niespodzianką do Babci Goshi i Dziadka Ksero. Tam Franklin skonsumował loda i pół ciastka, zatańczył z Babcią w rytm disco i podglądał Dziadka przy pracy. W drodze powrotnej zasnął i teraz czekamy aż się obudzi, żeby odbyć wieczorną kąpiel, która zaraz okaże się nocną lub ranną (jest 22:05) i jak wszyscy porządni rodzice (co przyprawi Ciocię Dietetyk o zawał) będziemy jeść hm… obiadokolację (?).

A jutro jedziemy na imprezę do Suzany i Wujka P. Co znaczy nie mniej, nie więcej, jak to, że będziemy mieli miliony nowych fotek Dziedzica!

A teraz świat Dziedzica w liczbach:

waga: 6,2 kg.

wzrost: 72 cm

rozm. ubrań: (zależy od producenta) ostatnio: 74 🙂

rozm. butów: nie korzystamy, lato w końcu

Poza tym 15 lipca  jakieś 601 lat temu Krzyżacy odpadli pod Grunwaldem, a 15 lipca roku bieżącego: Franklin Dziedzic kończy 9 MIESIĘCY!!! Tradycyjnie było sto lat od Suzany, buziaki od Rodziców i wielka jedzeniowa rozpusta:-)

Od 9 miesięcy nasz świat ma niebieskie oczy, blond czuprynę i najpiękniejsze rzęsy świata.

A tak wygląda ten młody dorosły już prawie mężczyzna:

 

Dobranoc…

Cierpienia młodego Dziedzica.

Cierpimy. Całą trójką. Qpa. A raczej jej brak.

Franuś cały dzień był baaardzo nieszczęśliwy. Nie pomagał masaż brzuszka, bolało go tak bardzo, że nie pozwalał się dotykać. Frankowy tata mówi, że z płaczu wpadał w duszność i trzeba go było trochę wspomóc ręczną wentylacją. Koniec końców tata zaaplikował czopek, który przyniósł Dziedzicowi częściową ulgę. Po południu przyjechał Doktor Opiekun, który Młodego zbadał i ocenił, że perystaltyka jest ok, płuca w porządku, więc musimy szukać. Zastosowaliśmy zatem kąpiel i masaż brzuszka i przyszła następna qpa. Oczywiście o JAKIMKOLWIEK jedzeniu nie było mowy, na szczęście pił i to całkiem sporo, więc przynajmniej to mu jakoś ułatwiło egzystencję. Po kąpieli wybraliśmy się na spacer i mimo, że dobry nastrój nie powrócił, Dziedzic przynajmniej przestał płakać i z miną „i tak cię nie cierpię matko” oglądał sobie świat. Kiedy już zregenerował siły, wieczorem postanowił dać powtórkę z rozrywki i znów były płacze, lamenty i żale. Nie pomagał masaż, bo w brzuchu nic nie było, nie pomagało tulenie, myzianie, noszenie, lulanie, nic. W końcu chyba ze zmęczenia zasnął, a my razem z nim.

Na dodatek jest okropnie duszno. Respirator buczy, jakby miał zaraz eksplodować, Młody zlany potem od stóp do głów, w domu gorąco, na dworze jeszcze bardziej. Wentylator wieje, co Młodego irytuje i wtedy płacze, więc po „ochłodzeniu” pokoju wyłączamy go. Generalnie szał ciał i uprzęży.

W związku z powyższym dołujemy na maksa.

Ja chcę na Teneryfę. Ciocia Basia Antkowa pisze, że to idealna wyspa dla respiratorowców. Ani zimno, ani ciepło, ani duszno. Tylko do pracy daleko.