Unijna wywiadówka

Ponieważ cały czas w pamięci mam, ile czasu, perturbacji i nerwów zajęło nam wprowadzenie Frania do zerówki przy szkole ogólnodostępnej, staram się cały czas mieć rękę na pulsie. Młodziak, co prawda uzyskał zgodę na opiekę osoby zatrudnionej w formie pomocy nauczyciela, ale jest to zgoda na czas zerówki. Mamy taki plan, że od września, niezależnie od postanowień i ustaw, nasz Franio zostanie pierwszoklasistą. Naszym zdaniem jest to dla niego najlepsze rozwiązanie. Nadal niestety nie wiemy, jak będzie wyglądała opieka nad Frankiem. Mimo tego, jak ładnie i gładko wygląda to na zewnątrz i obok, Franio potrzebuje całodobowego dozoru (pewnie nikt tego nie zauważył, ale od września w szkole rurka Franka zatkała się już dwa razy- tylko sprawne oko i ręce Cioci M. sprawiły, że obeszło się bez afery na całą szkołę- dyskretnie dla Frania i bez traumy dla jego kolegów). Między innymi dlatego zależy nam, żeby osoba, która będzie zajmowała się Frankiem oprócz zdolności opiekuńczych oraz pedagogicznych będzie miała to „coś”, co jemu nie da odczuć, że tak bardzo różni się od kolegów, a kolegom nie napędzi stracha do kolegowania. Z resztą o kolegach z zerówki i szkoły mogłabym pisać i pisać- to są bardzo fajne i zaangażowane dzieciaki. Jednak dziś nie o tym.

Jakiś czas temu po burzliwej debacie szkolnej z naszymi przyjaciółmi, wybrałam się do kaliskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Poszłam tam, żeby zapytać, czy ja jako mama niepełnosprawnego dziecka, mogłabym zrobić coś, co ułatwi mu życie w świecie sprawnych ludzi. Przecież zgodnie z terminem o edukacji włączającej KAŻDE dziecko niepełnosprawne ma prawo do nauki w szkole ogólnodostępnej, a faktu, że warunki bywają różne, chyba nie muszę Wam tłumaczyć. W naszej szkole jest nieźle- jest podjazd do wózka, jest szeroki korytarz i wejścia do klas (zorientowanym w temacie powiem, że wózek kimba2 wszedłby bez problemu), jest też obrotna i zaradna Pani Dyrektor. Dlatego właśnie pomyślałam, że jeśli można zrobić coś, co pomogłoby szkole być jeszcze bardziej niezłą, to trzeba to po prostu zrobić.

W Inkubatorze wyjaśniono mi, że jako Matka Anka, to ja w tej materii niewiele mogę. No, może poza tym, że podpowiem. Podpowiedziałam więc Pani Dyrektor tego, co się dowiedziałam: że w ramach Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego jednostka organizacyjna (w naszym przypadku Urząd Miasta, któremu podlega mój „ukochany” Wydział Edukacji, zaś któremu dalej nasza Szkoła) można ubiegać się o dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej, które pozwoliłoby zabezpieczyć wszystkie potrzeby nie tylko Frankowi, ale każdemu niepełnosprawnemu dziecku, jakie pojawiłoby się w naszej szkole. Dziś Franio jest w zdecydowanej mniejszości uczniowskiej. I choć bardzo życzyłabym sobie, żeby dzieci nie chorowały i nie były niepełnosprawne, to niestety nie mogę tego wykluczyć. Kto wie, jak to będzie w przyszłości? Stąd uznałam, że już teraz można zabezpieczyć naszą Szkołę we wszystkie niezbędniki dla tego rodzaju uczniów- toalety, sprzęty, kursy dla kadry i nauczycieli. Byłoby fantastycznie, gdyby w przyszłości to nie rodzice, a urząd wybiegali na przeciw potrzebom uczniakom specjalnej troski i, żeby np. zatrudnienie nauczyciela wspomagającego nie było luksusem, a normą. Na stronie funduszeeuropejskie.gov.pl monitoruję więc moment naboru wniosków na „nasze” działanie i na szczęście mam w tym wsparcie Pani Dyrektor, która po przyjrzeniu się całej sprawie, obiecała zrobić wszystko, co w jej mocy. Fajne jest to, że jeśli udałoby się zdobyć takie fundusze, to ich wykorzystanie w żaden sposób nie obciąży budżetu miasta i szkoły, to coś w rodzaju bonusu- nie zabierzemy tego z dróg, ani z dofinansowania dla zdrowych dzieciaków, a skorzystać mogą wszyscy.

Musicie wiedzieć, że sama Pani Dyrektor, nawet z Matką Anką na plecach także nie zdobędzie tych funduszy. Tutaj musi zadziałać jednostka organizacyjna- miasto czyli i mój ulubiony wydział. I tak sobie Matka myśli, że skoro nabrała już tyle odwagi, żeby zacząć i zapytać, to może wybrać się do paszczy law (ulubionego wydziału znaczy) i zmobilizować szacownych Państwa Urzędników do działania? W myśl zasady, że jak nie drzwiami, to wiecie?

To co, będziecie trzymać kciuki?

 

12 myśli w temacie “Unijna wywiadówka

  1. Trzymam kciuki i gorąco zachęcam! Jako urzędnik pracujący w jednostce odpowiedzialnej za wdrażanie środków unijnych doskonale wiem jak dużo można zrobić za ich pomocą. A urzędnicy też ludzie 🙂

  2. a mi tak przez myśl wpadlo-a może byś ot tak zszokowała szanowne grono urzędasków i wparowała np do pokoju z tacą z filiżankami kawy?:))))))))) taki szok, ty raz dwa swoje racje, podkladasz papierek, podpis i sru załatwione:)

  3. Urzednicy robia zrzutke na maskujace segregatory i systemy wczesnego ostrzegania 'idzie matka Anka!’. A ja widze, jak przenikasz do wydzialu, jak Tom Cruise na lince spuszczonej z sufitu i ciskasz w nich, pochowanych pod biurkami i segregatorami, kolejnym pomyslem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *