Mój Czytaczu

Drogi Czytelniku mój!

Czytałam książki branżowe, byłam na jednym profesjonalnym spotkaniu blogerów, brałam udział w kilku szkoleniach. I absolutnie wszędzie piszą i mówią, że w przypadku dużych przerw w tworzeniu bloga i późniejszej chęci powrotu absolutnie nie należy przepraszać swoich czytelników. No bo to przecież mój blog, moja twórczość, mogę tu robić co chcę.

No i zabieram się do tego wpisu jak pies do jeża, żeby Was jednak… przeprosić. Bo uważam, że to nie ja tworzę to miejsce. To miejsce tworzymy razem. Ja, moi chłopcy i Wy- nasi Czytacze. Przepraszam, że mnie tak długo tutaj nie było. To chyba najdłuższa  tych moich dziwnych przerw.

Kiedy wczoraj na fejsbuka wrzuciłam zajawkę z pytaniem, czy w ogóle ktokolwiek tam jeszcze bloga pamięta, to dostałam taaaaką dawkę miłości, że aż mnie chlipanie z herbatą na kanapie zabrało. Jesteście superowi.

Może zacznę od tego, że u Franka wszystko w porządku. To znaczy, nie dzieje się nic takiego, czego byśmy się nie spodziewali lub co bardziej niż normalnie sprawiałoby nam kłopoty. Dopóki naprawdę nie przyjdzie wiosna, Franc jest uziemiony i porusza się głównie na linii dom-zakupy w galerii-kino-dziadkowie. Rzadko zażywając spacerów. Leoś rośnie jak na drożdżach. Aktualnie znowu przeziębiony, bowiem po pięciomiesięcznej przerwie robimy podejście do żłobka numer dwa. Chłopcy razem, to jest mieszanka wybuchowa, na którą większość z naszych gości nie jest gotowa. Nie ma nudy. A Matka? A Matka, co widać po ostatnim czasie, totalnie przestała ogarniać rzeczywistość. Gdyby nie obiady, którymi co jakiś czas ratuje Teściowa i prasowanie, przy którym pomagała Mama, byłaby czarna rozpacz. Dopadło bowiem Matkę i przesilenie i wypalenie i kilka innych dziewczyńskich kłopotów, na które potrzebowała Matka czasu.

Wiecie, jedno to fakt, że jest mi strasznie żal, że przez ten czas tyle rzeczy mogłam Wam powiedzieć i teraz z perspektywy, nie będę umiała ich już tak dobrze przekazać. Co nie zmienia faktu, że będę się starać nadrabiać zaległości, żeby choć trochę opowiedzieć Wam, co się działo w realu, kiedy w sieci była cisza. Z drugiej jednak blog powstał, żeby pomóc Franiowi. Pomóc zdobywać świat, poznawać takich fantastycznych ludzi, jak Wy, ale co tu kryć, także pomóc w idei jednego procenta. Bo przecież, to Wasze wsparcie pozwoliło nam dotrwać do momentu, kiedy to Francesco liczy, ile lat zostało mu do osiemnastki, żeby mógł się napić piwa! Co gorsze, to bardzo bym chciała, żeby tego piwa napił się właśnie ze mną.

W każdym razie nie było mnie tutaj przeze mnie. Zabrały mnie smutki, strachy, niedoczas i wariactwa. Ale już jestem.

Przepraszam.

I dzięki, że jesteście.

Matka Anka

autorka, blogerka, Wasza dłużniczka