Dwa tysiące piętnaście

Od czterech lat staramy się, żeby Sylwester w naszym domu był radosną i beztroską zabawą. Pięć lat temu nasze życie właśnie ostatniego dnia grudnia fiknęło koziołka i choć mieliśmy się z niego nie podnieść, to udało nam się dotrwać do teraz. Do 31 grudnia 2015 roku. Jutro Sylwester. Czas więc na podsumowanie.

Było dobre

Rok dwa tysiące piętnaście rozpoczęliśmy z przytupem. 6 stycznia dowiedzieliśmy się, że nasza rodzina się powiększy. Od tego momentu na pojawienie się Leona przygotowywaliśmy się my i próbowaliśmy także przygotować Frania. Młodszak na świat przyszedł 2 września, kiedy to z sukcesem i pod rękę z Ciocią M., a po długiej batalii z urzędami, do zerówki odprowadziliśmy Francesca. To wielki sukces, bo w tej materii nie dość, że utrudniał potworzasty, to na dodatek nie ułatwiali urzędnicy niemal każdego szczebla. Okazało się więc, że wbrew naszym obawom posiadamy jeszcze dość pary, by zawalczyć o to i owo. Chłopcy mają ze sobą świetny kontakt, Franek jest troskliwym i kochającym starszym bratem, więc pojawienie się Leona w naszym życiu to samo dobro. Leon jest fajnym, zdrowym chłopcem- o co także długo drżeliśmy, bo ciąża nie była łatwa i nie wszystkie badania wychodził pod linijkę. Ale jest dobrze.                                            W mijającym roku dzięki otaczającym nas Życzliwcom Franek spełnił kilka swoich marzeń- jechał prawdziwym mercedesem z Patrykiem i dzięki Panu Grzegorzowi został prawdziwym policjantem! Jak zwykle wielkim sukcesem są Franka urodziny. Na przekór medycznym rokowaniom i słowom doktorów Franio mógł obchodzić piąte urodziny. Kolejny rok z rzędu udało nam się uniknąć większych infekcji, czy pobytów w szpitalu, nie widać, żeby z oddychaniem było słabiej. W tej materii kończymy więc rok na plusie.

Było też złe

Niestety nie wszystko jest tak, jak byśmy chcieli. W tym roku pierwszy raz w „karierze” chorowitka to potworzasty z nami wygrywa. Na początku roku doprowadził Franka do kilku omdleń, których przyczyny i podłoża nie znamy do dzisiaj. Te wymyślone przez Doktorów okazały się błędne, siedzimy więc trochę na minie. I ten nieszczęsny kręgosłup. To nasza największa zmora i utrapienie. Frania plecki są do wymiany totalnej, nogi zaczynają prosić o litość, a siedzenie coraz częściej męczy Francesca. Bardzo nas to martwi i jest to dla nas priorytet do walk na rok 2016.

Matce Ance ponakładało się w tym roku mnóstwo dylematów i wątpliwości. Niejednokrotnie miała ochotę rzucić to całe pisanie w cholerę i pogrążyć się w leżeniu pod kocem. Bo to nie wszystko. My jesteśmy ogromnymi szczęściarzami, ale wiele rodzin tego szczęścia nie miało. Ostatnie 12 miesięcy to czas, kiedy pożegnaliśmy kilkoro dzieci walczących z zanikiem mięśni. Odeszła także Zosia- dziewczynka chorująca na smard1, co wyjątkowo mocno nas zabolało. Każda wiadomość o wygranej potwora, to dla nas cios w serce. Nadal nie ma leku. Nie ma terapii. Siedzimy i czekamy.

Nadzieje

Jesteśmy szczęściarzami. Jesteśmy szczęśliwi. Mamy dwóch fajnych synów, którym codziennie powtarzamy, że są dla nas najważniejsi i bardzo ich kochamy. Ten rok był trudny, ale także dobry dla nas. Bardzo byśmy chcieli, by nadszedł w końcu ten czas lat tłustych, bo chudych mamy zdecydowanie dość.

Życzymy Wam mili, byście mieli dobre i szczęśliwe 366 następnych dni.

Wszystkiego dobrego!

Franklinowscy