Gadulec

Tak strasznie, najstraszniej, bardzo mocno, tak z całych sił się baliśmy. Baliśmy się, że nie będzie mówił. Jakby to było w Jego życiu wtedy najistotniejsze. Mocno nas jednak zaskoczyło to, że po zabiegu tracheotomii nasze ciche od tygodni dziecko, było nieme. Franek od urodzenia nie był typem krzykacza. Teraz wiemy, że to były pierwsze oznaki choroby, ale wtedy wszem i wobec głosiliśmy, że jest taki grzeczny i ułożony, że nawet płacze rzadko i bardzo bardzo cicho. Eh… Nie ma co wracać.

Teraz Frankowski ma cztery lata. Z rurą w szyi żyje 44 miesiące. Można o nim powiedzieć wiele, ale nie to, że jest niemy. Wiem, że wiecie, że mówi. Nie… On nie mówi. On nadaje, jak małe radyjko. Zaczyna o 6:45, kiedy wstaje z pytaniem: „czy jest już jasno?” i kończy około 20.30 pytaniem: „czy muszę już spać?”. W tak zwanym międzyczasie nadaje o jedzeniu, o pogodzie, o zwierzętach, przedszkolu, samochodach, bajkach, kolegach. O tym, że był na stadionie z kolegą Antkiem, że jeździ do kina. Mówi, mówi, mówi. Ogromna w tym zasługa przede wszystkim trzech osób: Cioci Beaty od Literek (brzmi, jak imię świętej, ale z ręką na sercu przyznaję, że wyciągnęła Dziedzica z niemowy, nauczyła wydłużać oddech, mówić najpierw jedno słowo, by dobić do pełnego zdania, za co będziemy Jej dozgonnie wdzięczni), Frankowy Tata (no przyznać trzeba, że gdyby nie to, że Tata opowiada Frankowi wszystko, zawsze i wszędzie, Franio nie śmigałby tak, jak teraz. Chłopcy tłumaczą sobie wszystko od budowy drogi przed domem, po zawartość zmywarki, a kreatywność Męża mego nie zna granic). No i oczywiście Babcia Domowa- buzia Jej się nie zamyka, uczy Franklina słów, których znaczenie zna ona, Franek i słownik Języka Polskiego, pozwala sobie na kłótnie z  wnukiem, byleby mówił pełnym zdaniem. Wiem na pewno, że gdyby nie gadatliwość Babci Domowej, Franek nie byłby takim gadułą. Z resztą z Francysiem rozmawiają wszyscy: Ciocie od Rehabilitacji, Panie w sklepie, Pani Ela w przedszkolu i chwała im za to, bo czego sobie chłopina nie wywalczy siłą, to dopowie.

Żeby nie pozostać gołosłowną, chciałam Wam dzisiaj nagrać jakąś budującą rozmowę z Dziedzicem. Niestety na chęciach się skończyło. Franek za nic w świecie nie chciał współpracować, nie pozostało mi zatem nic innego, niż ukryta kamera. Ponieważ dzisiaj jest środa, a każdy prawdziwy kibic wie, że w środę jest Liga Mistrzów, nagrałam Wam dwa filmiki Franklina meczowego. Komentuje, pyta, zagrzewa do walki. Zobaczcie jak głośno i wyraźnie. Pękamy z dumy.

No i wydało się. Franek chodzi na treningi piłki nożnej. Że z respiratorem się nie da? W poniedziałek kolejny trening, na który wybiera się paparazzo mama, więc jeśli uda się strzelić jakąś fotkę tudzież popełnić film, udowodnimy wszystkim malkontentom, że jednak się da. Grunt to wiara i fajny Pan Trener.

Dla porównania zobaczcie, jak F. zaczynał przygodę z mówieniem: