Mówi, mówi, mówi, mówi, mówi…

Z racji weekendu, który trwa i trwa i trwa, jak rzadko mam okazję pobyć z Frankiem w „pełnym wymiarze czasowym”. Od pobudki do zaśnięcia. I muszę Wam przyznać, że po pierwsze: baaaaardzo mi się to bywanie podoba, a po drugie, zaczynam poznawać swojego syna ze strony, którą Tata zna bardzo dobrze. To chyba dlatego czasem marzy, by uciec wieczorem… gdziekolwiek. 🙂

Nasz trzylatek aniołkiem nie jest, co to to nie. Trenuje cierpliwość rodzicielską do granic przyzwoitości. Pewnie dlatego z nadzieją patrzymy na zasady rekrutacji w KAŻDYM przedszkolu w tym mieście.

Oto przypowieść. Śniadaniowa. Tylko z dzisiaj, a tak jest podobno codziennie. Śniadanie trwało godzinę i uwaga: nie zostało zjedzone i tak. Co było w menu? Naleśnik. Jeden. Z czekoladką, bo tak sobie Dziedzic zażyczył. Przypowieść śniadaniowa we frankojęzyku, tylko dla wytrwałych:

-Mamo dziobać! Ptaciek! Jaaaaa. Cialny. Dziobać mamo leci.

-Franio jedz, proszę.

-Mamo. Litelka M. Jak Mama. Jaka Mama Ania. Ty jecteć Mama Ania. Flanio kocha mamcucia. Flanio kocha tatucia. Kocha Babcię, Dziadziucia teć kocha.

-Franio jedz, proszę.

-Mamo! Dziobać! Tatuć idzie do piwnicy. Bęęęęęędzie palił w pieciu. Dzimno mamo nie? Mamo dziobać Flanio ćkacie, hop hop. Jak auto w komputedzie zielonym. Miało wypadek. Bach mamo! Cielwone auto. no mówie ci!

-Franio, ale proszę cię, jedz.

-Mamo! Nalećnik. Dziobać. Flaoni lubi nalećnika s ciekoladkom. Dziobać mamo. Jem. Ale pyćny mamo. Mamo Anio, dziobać, paluciek bludny do ciekoladki.

-Franio, nie baw się, jedz.

-Maaaamo. Ćpiewamy? Lalalala, młotek, makekekon. Lalala. Michacia tak śpiewa. Powadźnie! No mówię ci. Mamo, dziobać zielony kwiatek, jak auto wyścigowe. Dziobać mamo, idzie tata. Cio to za dźwięk? To auto!

-Franio, czy możesz jeść?

-Mamo. Nie mać ofotki na ćniadanie. Mać ofotokę na kolacie. Flanio nie je nalećnika. A mooooodzie… danio?

-Nie ma danio synku, jedz naleśnika.

-Jećtem Flanio. Tulidanio. Flanio Tulidanio. Ale ćmiećne, cio mamo?

-Franio jeeeeedz.

 

I tak bez końca. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że okrutnie trudno zachować powagę, kiedy Młodzieniec nadaje jak małe radyjko. Mówi, mówi i mówi. Jedzenie kumuluje w jednym policzku i mówi. Takim samym zainteresowaniem cieszy się plama na obrusie, jak i koparka przejeżdżająca za oknem. Mówi. Oj wiem, pamiętam, jak martwiłam się, że mówił nie będzie. No, ale jeść przecież też musi.

Czasem żałuję, że nie możecie tego zobaczyć na żywo.

Jak zostać mamą przedszkolaka i nie zwariować

A jeśli nie da rady?

A w zasadzie, to jakie będzie najlepsze? Integracyjne? Które?

Co brać pod uwagę? Podpowiedzi znajomych, opinie fachowców, kobiecą intuicję?

A może jeszcze poczekać?

Kształcenie specjalne to już? Teraz?

A nauczyciel wspomagający to też w przedszkolu?

Franiowi się „należy”?

Matkom to powinno się wyłączać internet zanim poślą dziecko… gdziekolwiek. Matka Anka zamierza posłać dziecko do przedszkola. Dziecko. Hm. Dziedzica swojego ukochanego jedynego, skarb największy. I siedzi Matka Anka przed komputerem i bombarduje znajomych pytaniami i drąży i szuka i porównuje. I nie wie Matka Anka, które sprosta. Strach Matkę Ankę obleciał, bo co, jeśli się pomyli. Fakt, że przez pierwsze pół roku (w porywach do 2 lat Matka ma nadzieję) do przedszkola będą uczęszczali obaj Panowie Franklinowscy. Nie jesteśmy kamikadze, żeby dziecko i respirator tak porzucić na pastwę nawet najlepszego na świecie przedszkola. Kiedy już całe przedszkole się zapozna, to może Tatę wypiszemy. Może. Bo Matka stracha ma. Że ten jej Syn jakoś dorastać zaczął nagle. Zdaniami pełnymi mówi. Wygłupia się, żartuje, siedzi pięknie, samodzielny chce być. Jak się przedszkola zwiedzą, jaka Matka przewrażliwiona jest, to asekuracyjnie Dziedzica nie przyjmą. By spokój mieć. 30 minut po północy adrenalina buzuje, jak na pierwszej randce. Nie wiem, co to będzie, jak to będzie i czy w ogóle będzie. Ale przygotowania do przedszkola ruszyły. Ostre. Póki co na papierze i w głowach rodzicielskich. 2/3 rodziny spać nie może. Niechaj się Francyś wysypia. Do przedszkola pójdzie.

Do przedszkola. Mój synek maleńki.

O ja cię kręcę!

DO PRZEDSZKOLA. Widzicie to?

No i masz.

Zupa się przypaliła.

 

 

Lista noworoczna

Podejmujecie wyzwanie na noworoczne postanowienia? Oto lista rzeczy, które założyliśmy zorganizować dla Francesca, by… żyło się lepiej! 😉

1. Kręgosłup. Z jednej strony franciszkowy kręgosłup ma się zdecydowanie lepiej, to znaczy, że Franio ładniej siedzi, lepiej trzyma plecki, itd. Z drugiej zaś, żeby go jeszcze bardziej wzmocnić, musimy mu pomóc mechanicznie. Stąd nasz kolejny wyjazd. We wtorek meldujemy się u Profesora Kotwickiego w Poznaniu i zobaczymy, co poradzi. Kręgosłup to nasz cel nr 1 na ten rok.

2. Przedszkole. Większość znanych nam trzylatków dziarskim krokiem chadza już do przedszkola. Dlaczego więc nie Franio? Tym bardziej, że kontakt z rówieśnikami jest jak najbardziej wskazany. Robimy zatem rekonesans wśród znajomych, oglądamy, podglądamy, konsultujemy. I mamy nadzieję, że z respiratorem sieda. I to całkiem sprawnie.

3. Terapie, takie hipo. Bardzo nam się to marzyło od dawna. Tym bardziej, że dzięki Bratu Dziadka Ksero, Franio regularnie odwiedza i dokarmia konie. Jednak chcieliśmy czegoś… bardziej. I w sumie hipoterapia spadła na nas niemal dosłownie z nieba. Jak się uda, to na wiosnę na koń (!) mości Państwo!

4. Dom. Franio dorasta. Widać to szczególnie po wannie. I choć o wymianie plastikowej wanienki na dużą dorosłą wannę pisałam już dawno, to temat (głównie z wiadomych powodów budżetowych) rozpłynął się w powietrzu. Tymczasem Franio rośnie nadal (yupi!). Zatem wanna to must have w tym sezonie. Tato już się cieszy na widok remontu (hehe).

5. Poza tym to nie dać się glutom, bakteriom i zarazkom. No i trwać na przekór. No i mama- zacznie ćwiczyć. Coś. Tylko jeszcze nie wie, co. 😉