Irish breakfast

Już dawno temu zauważyliśmy dziwną prawidłowość w zachowaniu Franciszka. Polega ona na tym, że na wszelkiego rodzaju wyjazdach, wojażach, podróżach, czy wizytach nasz Franio z niejadka zmienia się w wybitnego „jadka”. Porzuca wówczas Dziedzic swoje ulubione smakołyki na rzecz dań przygotowanych przez naszych Gospodarzy. Tak było, kiedy w Ignacówce pałaszował wszystko od lasagne począwszy na liściach sałaty skończywszy. Tak jest i teraz. Prawidłowość owa niestety zanika zwykle tuż po powrocie do domu, więc czerpiemy z apetytu Franka, póki mamy szansę.

Dziś Ciocia przygotowała wariację na temat irish breakfast. Wariację, bo jak sama mówi, w oryginale sałatki ze szpinaku nie uświadczymy. Grunt, że reakcja Franklina była następująca:

DSCN6001 DSCN6003Nieee… nie zjadł całego. W to nawet, gdybym była świadkiem, to i tak bym nie uwierzyła. Ale skosztował tyle, że byliśmy zachwyceni, a Ciocia przeszczęśliwa, że Dziedzic docenił jej kunszt kulinarny. Podobną reakcję mieliśmy przy wczorajszym obiedzie i dzisiejszym deserze.

Nie. Emigrować z tego tytułu jeszcze nie zamierzamy. Może po prostu będziemy tylko jadać wszędzie, byle nie w domu. 🙂