Czai się coś

Jesień. Kurde.

Raz ciepło, raz przymrozek, raz zimno, innym razem znów mglisto.

No fajna jest. Liście kolorowe, kasztany, grzyby suszone, las.

Łykamy tran, witaminy, pijemy sok z malin. Rodzinnie.

Frania złapał wczoraj wieczorem smutek. Złapał i trzyma. Smutek ów sprawił, że Dziedzic jest markotny, jest nieswój, jest płaczliwy. Jeść za bardzo nie chce. Troszkę marudzi. Oczy zamglone. Wygląda, jakby na ramieniu zaczaił się jakiś coś. Jeszcze niezidentyfikowany, jeszcze nie zwiększył wydzieliny, jeszcze nie przyniósł temperatury podwyższonej. Po Franku widać jednak, że się zaczaił, że się kręci.

Idź sobie cosiu, pókim łaskawa.