ZOO od kuchni.

Nie tylko Franciszek, ale także i my mamy niebywałe szczęście do ludzi. Świetnie zdajemy sobie sprawę z tego, że przez to (czy może dzięki?) temu, że Franio jest chłopcem nieco bardziej doświadczonym przez życie niż jego rówieśnicy i nam i jemu dane jest zasmakować tego, co w przypadku posiadania zdrowego dziecka nie byłoby możliwe. Nie mówię tutaj o tych złych rzeczach, wręcz odwrotnie. Faktem jest jednak to, że oddalibyśmy wszystkie dane nam przyjemności świata, byleby tylko Nianio był zdrowy. Ale tak nie jest.

Tak naprawdę choroba Franka pokazała nam, ile dobra można zaznać od obcych ludzi. Od tych, którzy klikając codziennie na bloga żyją przygodami Franka, martwią się z nami na zapas i kiedy jest to tylko możliwe, przychyliliby Franciszkowi nieba. Tym razem takie niebo spadło na nas przy okazji wizyty w Ignacówce. Wierzcie mi lub nie, ale terminy zgrały nam się zupełnie przez przypadek. Z Ignacówką byliśmy już umówieni, kiedy na Frankową skrzynkę przyszło zaproszenie „na kiedyś” , na „przy okazji” do wrocławskiego ZOO. Zaprosiła nas Czytaczka Małgosia. I to właśnie Małgosia i Ania sprawiły, że sobotę my dorośli i nasze dzieci spędziliśmy na oglądaniu tego, co przy okazji standardowej wycieczki nie zawsze jest możliwe.

Z resztą zobaczcie:

Najatrakcyjniejszą atrakcją była oczywiście możliwość karmienia żyrafy. Najpierw przystawka…

…i zaraz potem danie główne:

Odwiedziliśmy też małpi wybieg, gdzie przemiła Pani Ela opowiedziała nam TAKIE HISTORIE, że aż żal było odchodzić…

No i proszę! Kąpiel słonia! Franio tymczasem zajął się konsumpcją orzeszków…

Małgosia opowiedziała nam wiele ciekawych rzeczy z życia słoni. Franio miał okazję zobaczyć słoniowy ząb.

Który z bliska wygląda właśnie tak:

 

A to papier ze słoniowej… na qpy no! Czyli odchodów. Made in Wrocław:

I jajeczny wykład…

Nie obyło się także bez lodowej uczty pod sprezentowanym pawim piórem. Prawdziwy Dziedzic prawda?

Dziękujemy Małgosi i Ani za wspaniałą wycieczkę. Teraz ZOO nie ma przed nami żadnych tajemnic, a Franio dziś rano zażyczył sobie: „Mamo! Autem do ZOO! Jedziemy. Szybko, szybko.” – co chyba jest najlepszą rekomendacją. Dziękujemy Wam dziewczyny!

 

Piękny czas w Ignacówce.

Wycieczka do Ignacówki dobiegła końca. Wiadomo już, że „jest chemia”, więc spodziewamy się, że tych spotkań będzie więcej i więcej. Przede wszystkim musicie wiedzieć, że takie spotkania dają nam- rodzinom dzieci niepełnosprawnych niesamowitego kopa. Wymieniamy dobre (no dobra i te złe też) doświadczenia szpitalne, obserwujemy nasze życia od kuchni, łączymy nasze historie, szukamy mianowników, pomagamy sobie spojrzeć na swoje dzieci inaczej niż zwykle. Z ust Mamy Ignasia usłyszałam tyle cennych słów, że ich zapas muszę sobie dozować sobie z umiarem, by mogło starczyć do następnego razu.

Z resztą spójrzcie w jakiej okolicy spędziliśmy weekend:

I jeszcze bohaterowie naszych codzienności:

 

Tata Ignacego mawia: „jedyne życie, jakie warto prowadzić to życie to życie towarzyskie”. Z takim towarzystwem, jak Ignacówka– polecamy! 🙂

A Franek? Od pewnego czasu zauważamy, że jest zazdrosny. Nie podobało mu się, kiedy zwracaliśmy uwagę na Ignacego, obrażał się, że centrum uwagi dzieli na pół, a nawet na pięć, bo było jeszcze rodzeństwo Ignasia i nasza Ciocia A. Był nieco obrażony, kiedy wycieczka brała pod uwagę nie tylko jego zdanie, ale i zdanie pozostałych dzieci (choć wszyscy starali się sprostać oczekiwaniom Dziedzica). Na szczęście wrocławskie ZOO przetrwało i ma się chyba całkiem dobrze. Dzięki Małgosi i Ani wycieczka do ZOO była magiczną podróżą, ale to już temat na zupełnie oddzielny wpis…