Wypadek.

Franek wie, co oznacza stwierdzenie „nie wolno”. Nie wolno mu na przykład zrzucać telefonu z kanapy (choć i tak to robi, okraszając upadek maminej komórki słodkim „ooooo nieeeee!”), nie wolno mu wciskać przycisków na respiratorze (kiedy próbuje, mówi sam do siebie: „Nianio, nie wono”), nie wolno mu także brać paluszków do buzi, bo jak powszechnie wiadomo- paluszki w buzi są be.

Odwróciłam głowę dosłownie na pięć sekund, dosłownie na chwileczkę. Trzymałam go przecież, asekurowałam, obserwowałam. Na nic to się zdało. Nianio miał pierwszy w swoim życiu mały wypadek. Nie posłuchał, choć wiedział, że nie wolno. I co? I włożył rękę w świeczkę. Zapaloną dodam. Jak do tego doszło? Ćwiczyliśmy dmuchanie. A jak najlepiej ćwiczyć dmuchanie, jak nie na prawdziwym, żywym ogniu? Zapaliliśmy podgrzewacz i zdmuchiwaliśmy ogień. Franka co chwilę korciło, żeby wsadzić w niego rękę. Prosiłam, tłumaczyłam i nic. Zgasił ogień. Płaczu było co niemiara, łez potoki, żalu wiele. Nie oparzył się zanadto, myślę, że bardziej wystraszył. I siebie. I mnie. Potem nakazał całować rączkę i przepraszać. No to całowałam i przepraszałam-„gugą też mamo!”- obie przepraszałam rączki, bo przecież druga też była zagrożona.

Kiedy już Frankowe emocje opadły, wypadek opłakała mama. Na spokojnie. W samotności. Teraz może się do tego publicznie przyznać. Niepotrzebnie się bałam, że nie będzie broił, prawda?

Z resztą ta mina mówi sama za siebie…

Po poznańsku.

Jak wieść gminna niesie Franciszek ostatni weekend spędził w Poznaniu w towarzystwie Cioci Ew. i Wujka Logistyka. Jesteśmy tak bardzo zachwyceni tym wyjazdem, że aż nie wiem od czego zacząć…

Może tak: Dlaczego warto podróżować z Franciszkiem, czyli 10 poznańskich sekretów:

1. Droga do Poznania zajęła nam dwie godziny z haczykiem. W tym czasie z ust Franciszka milionpięćsetstodziewięćset razy padło „tato auto!” oraz „tato ciekakuka (czyli ciężarówka)”. Nie zasnął nawet na minutę.

2. Od chwili, kiedy zobaczył reklamę pewnej sieciowej restauracji na M. do powyższych okrzyków doszło „tato fytki ybko!”. Zgadnijcie: zahaczyliśmy o McD, czy nie?

3. W ciocinej kuchnio-jadalnio-salonie padł rekord śniadaniowy: DWA naleśniki z dżemem, przegryzione kanapką z serem. Doprawdy nie wiem, gdzie to zmieścił.

4. Na Ciocinym łóżku zaś miejsce miało dawno już osłabione samodzielne oddychanie i tak poznańskim powietrzem, pełną piersią Dziedzic samodzielnie oddychał całe piękne 16 minut! Czyżby wracało dobre?

5. Przeszklone windy w centrach handlowych, to jest to, co Franciszkowie lubią najbardziej: „Maaaamooo na dół!” „Maaaaamoooo do góly!”.

6. Wizyta u Wujka to wyjście dla Rodziców. W czasie, kiedy Rodzice poznawali tajniki pracy Wujka Bueno- Franek grzecznie poszedł spać i nawet nie zauważył naszej nieobecności.

7. Jak na porządnych wakacjach bywa, musiało być ekstremalnie w kąpieli: zamiast wanny- prysznic, który nie bardzo dla zarurkowanego  Franklina, więc skorzystaliśmy z… umywalki. Załącznik poniżej.

8. Franciszek wyjazdowy, to Franciszek towarzyski: w kawiarni: „Paniiiiii! Do zobaczenia!”, w windzie: „Paaaaan! Cześć”, do Wujkowego kolegi: „Loman! Okulaly!” I nikt, absolutnie nikt nie był w stanie się nie uśmiechnąć do tych dwóch żółtawych (królestwo dla tego, kto namówi Dziedzica do mycia zębów) jedynek.

9. W drodze powrotnej…. Patrz punkt.1.

10. Było tak normalnie, że przez chwilę zapomniałam o tym gościu na P., który przecież ciągle jest…

I fotorelacja oczywiście:

 

Franciszek kąpielowo- umywalkowy

Ciocia i Franek odsypiają poznańskie wojaże

Męskie gadanie