Franciszek ripostuje.

Frankowi zdecydowanie trzeba ograniczyć telewizję. Przynajmniej wtedy istnieje cień nadziei, że człowiek będzie wiedział, co dziecięciu zripostować.

Kuchnia. Mama wyrabia ciasto (obie ręce brudne po same łokcie, bo mamie daleko do mistrza kuchni jest), synek ogląda filmiki na komputerze i krzyczy:

-Maaaaamooooooo! Maaaaaaaaamoooooooo! rerekumkum!

-Franek, mam brudne ręce. Za chwilkę.

-Mamo. Rerekumkum. Ciem.

-Franek, nie mogę Ci teraz pomóc. Momencik.

-Mamo. Wako pogaga. (czyt. warto pomagać)

Kurtyna.

 

I pomyśleć, że krew z krwi… na własnej piersi wychowany.

Liczydło.

Tak się poskładało, że na duet Frankowych rodziców złożyły się typowa humanistyczna dusza, co to gada, pisze, zwraca uwagę na ortografię i przecinki i popełnia miliony literówek oraz pan tabelka, czyli tata, który potrafi obliczyć wszystko, stworzyć zestawienie, tabelkę, policzy, podzieli, przypilnuje rachunków. Czasem zastanawiam się, w którą stronę pójdzie Franciszek. Gaduła to przecież niestworzona i wiersze deklamuje zawodowo. Jednak wczoraj totalnie rozłożył nas na łopatki. Policzył. Do dwudziestu. Zobaczcie:

Wiem, nie po kolei, wiem- niewyraźnie. Jednak od czegoś trzeba zacząć, prawda? Dodatkowo Franklinowski sprzedał kilka tajemnic wychowawczych (paluszki w buzi są ble) oraz wciągnął do rozmowy tatę i Dziadka Grega. Jak to na prawdziwą gadułę przystało. Bardzo się cieszę, że mimo wszystkich respiratorowych dodatków i niezbyt twarzowej dziurce w szyi, co to miała utrudnić mówienie- z naszym synem można całkiem swobodnie porozmawiać.

Dramat na śniadanie.

Osoby dramatu: Tata (T) występujący dalej jako „Tata” lub „Mimon”, Franek (F) będący „Nianiem” „Synkiem” lub „Franciszkiem” oraz Mama (M), po prostu Mama.

Kuchnia. Pora śniadania. Franciszek w swoim wypasionym wózku obserwuje, jak rodzice przygotowują śniadanie. W planach jajecznica, którą (ku zdziwieniu rodziców) Nianio bez protestów zjada DO połowy. PO połowie zaczynają się schody.

F: Taaaaaatooooo! Taaaaatooo! Mimoooon! Kokompa.

T: Synku dostaniesz komputer, jak zjesz śniadanie.

F (pokrzykując): Mamo! Otatnia!

M (cierpliwie): Jeszcze nie ostatnia, jeszcze pięć łyżeczek.

F (pokrzykując bardziej): Tato! O-TA-TNIA!

T (stanowczo): Powiedziałem Ci Nianio, że dostaniesz komputer, jak zjesz śniadanie.

F (z płaczem): Maaaammmoooo.

M: Masz pecha synku, bo zgadzam się z tatą.

F(obrażony): to nie!

Tym samym jajecznica stygnie radośnie na talerzu, komputer leży poza zasięgiem Franciszka, a sam zainteresowany bada konsekwencję rodziców.

F (łagodnie): Maaaamoooo, kokompa? Mimon… Nianio cie.

T: Synku, dostaniesz komputer, jak zjesz śniadanie.

F (z ochotą): Nianio cie mniam mniam.

T(z nadzieją): Będziesz jadł?

F: Taaaat!

Po pierwszym kęsie następuje koniec jedzenia i Franciszek domaga się nadal:

F (zły): Nianio cie kokompa, hakuna matata!

T: Nianio, dopóki nie zjesz śniadania, zapomnij o komputerze.

Obrażony Franciszek kapituluje, komputera nie dostaje, ale z opresji śniadania ratuje go poranna rehabilitacja.

Osiwieje, oszaleję, zwariuję. Mały kłótnik i despota. Terrorysta. Łobuz. Niejadek. Komputeroholik. Przed moim wyjściem do pracy rzekł tylko:

F(z uśmiechem): Mamo, Nianio komama. (co oznacza Mamo, kocham Cię.)

Ja tam nie mam serca dać mu szlabanu…

 

Błędy wychowawcze Franklinowskich, odcinek 1764.

Jeżeli istnieje coś takiego jak rodzicielskie piekło, do którego trafiają rodzice w ramach popełniania błędów wychowawczych, to już tam na nas czekają. Ba! Jestem niemal bardziej niż pewna, że jeżeli piekło to ma piętra, to my trafimy najniżej jak się da- do piwnicy. A wtedy drżyjcie pobratymcy! Ja wiem, najpierw popełniam kardynalne błędy, rozpieszczając naszego Francesco do granic możliwości, a potem skarżę. Taki przywilej bycia mamą. 🙂 Podejrzewam, że jak tylko Dziedzic osiągnie umiejętność pisania, dostanie kilka notek na wyłączność- wtedy się dopiero zacznie i On będzie narzekał!

Ale do sedna.

Godzina 4:30 nad ranem. Normalni ludzie jeszcze śpią. Normalni. Bo u nas było dziś tak: „Miiiiiiiiimooooooooon! Miiiiiiiiiiimoooooooooon!” „Odessać Cię synku? Chcesz ambu?” „Nieeeeeeeee, Miiiiimooooooon Nianio kokompa” (kokompa oznacza komputer) „Chcesz komputer?” „Tat. Jaba mała” (żabka mała). „Nie ma mowy. Śpij.”

No i wtedy się zaczęło. Rozpłakało nam się dziecko tak, jakbyśmy mu skórę żywcem zdzierali. Jęło lać łzy jak grochy, patrzeć z żalem i wyrzutem. I płakać i płakać i płakać. O 4:30 NAD RANEM!  Kojarzycie motyw dziecka, które terroryzując rodziców płacze do utraty tchu? U nas jakby technicznie jest to niemożliwe, bo respirator nie pozwoli Frankowi tego tchu utracić. Ale nie od parady jest się niezwykle sprytnym Jaśnie Paniczem! Wystarczy kilka razy się zanieść, kilka razy nie podjąć współpracy z maszyną, no i najważniejsze- wystarczy zalać się śliną w rurce, mimo, że się potrafi ładnie przełykać. Podobno z terrorystami się nie negocjuje, ale skoro się jest rodzicem i się jakby miało wpływ bezpośredni na zachowanie takiego terrorysty, to jakby trochę trzeba. Odessany Dziedzic rzekł tylko: „Do mamy”, posłał siedem i pół rozżalonego spojrzenia i prosi: „Miiiiiimoon. Kokompa?”

Nie. Nie ulegliśmy. Dziedzic komputera nie dostał. Oczywiście rozpłakał się znowu, więc dostał buziaka, zapewnienie o miłości wielkiej i dozgonnej i zapaloną lampkę nocną. Po czym zupełnie niezauważenie obrażony zasnął.

Za to w ramach zemsty obudziliśmy go na śniadanie. O 7:40.

 

***

Aktualnie Dziedzic w ramach równouprawnienia i zbyt luźnego stylu wychowawczego swoich rodziców z Tatą jest na Ty. Podobnie jak z Ciocią Anią Rehabilitantką, Ciocią Monią i prawie całą rodziną. Jest więc Mimon (Szymon Tata), Ania, Gesiu (Dziadek Greg- choć Dziadek ma zaszczyt być nazywany Dziadzio Bavo, od częstego oklaskiwania Frankowych wyczynów), Kaloł (Dziadek Ksero, który jest także zwany Dziadzio Ahahahaha- nie pytajcie 😉 ), Ameka (Ciocia A.)… Mam nadzieję, że do przedszkola jakoś go wychowamy w tej kwestii.

Franek drift.

Każda porządna firma, zanim wprowadzi produkt na rynek, podaje go szerokiej gamie testów. Robi się to po to, żeby produkt ów spełniał wszystkie, nawet najbardziej wygórowane wymagania swoich klientów. Tym samym do testowania tych produktów zatrudniani są wysokiej rangi specjaliści…

Dobra, już nie przynudzam. Jak powszechnie wiadomo, Franciszek jest mistrzem w wielu dziedzinach. No to od wczoraj możemy doliczyć kolejną. Gdyby ktoś gdzieś kiedy potrzebował przystojnego, uśmiechniętego, elokwentnego i pełnego werwy Testera Podstaw Jezdnych do Kimby, to gorąco polecam Wam małą, bo dwuosobową firmę: „Franek i Tata”. Chłopaki, jak nikt inny w świecie przetestują Wasze kimby w każdych, nawet najbardziej ekstremalnych warunkach. Nasza jest testowana codziennie, kilka razy dziennie. Mały Prezes wykrzykuje tylko: „Mimmmmon pipip ybko” i tata w te pędy urządza domowe crash testy. Przedstawiam Wam zapis tych testów. To, co słychać w tle, to nie nadjeżdżający czołg, to jedzie kimba.

Fryzjer a kwestia zaufania.

Zainspirowana tym wpisem u Leona———–> klik klik, oraz sugestiami Cioć i Wujków, że nam Dziedzic nieco zarósł, postanowiłam zabrać syna do fryzjera. Powiem tak: jeśli chcecie na pół dnia stracić zaufanie swojego syna, najlepsza będzie wizyta w salonie fryzjerskim. Na początku było nawet przyjemnie, bowiem Franek niczego nie podejrzewając mrugał, śpiewał i tańczył byleby tylko zobaczyć iskrę zachwytu w oczach Pań Fryzjerek. No a potem nożyczki poszły w ruch. I już nie było tak słodko.

Było strasznie:

I źle:

I smutnawo:

Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że jestem prawie pewna, że wszystko było na pokaz. No bo jak można płakać z nieszczęśliwości wielkiej przez siedem sekund, żeby w ósmej machać papa i rozsyłać buziaki?! A Francesco tak robił! Za to efekt jest powalający i choć na poniższych zdjęciach nie będzie tego widać, bo ku mojemu ubolewaniu Franek coraz mniej lubi być fotografowany- wygląda czadersko! Krótko ścięte boki i to grzywko-irokezo-coś. Pierwsza klasa! Normalnie rock, style i szał. To już nie jest Franuś. To zdecydowanie Franciszek. Bardzo proszę:

Rok 2013- początek.

Miało być na bogato. Miało być prawie orędzie noworoczne małego Franciszka, a wyszło jak zwykle. W Sylwestra niespodziankę zrobili nam dziadkowie i wraz z szampanem dla niepełnoletnich i całym koszykiem smakołyków zapukali do naszych drzwi w nadziei na najlepszą imprezę sylwestrową w życiu. Podobno się nie zawiedli, bo mały gospodarz, nie pozwolił im się nudzić, domagając się ciągłej uwagi i wymagając wożenia/noszenia/zabawiania. Tym samym Nowy Rok był okazją do doprowadzenia domu do przyzwoitości po szampańskich szaleństwach oraz do rewanżu na gruncie dziadków.

Jedno jest pewne wybawiony Francesco, to grzecznie przesypiający całą noc Francesco.

Ponieważ pierwszy wpis w 2013 miały być niesamowity i wyjątkowy, mimo wszystko postanowiliśmy nagrać film. Jak powszechnie wiadomo, talentów do sfilmowania Franciszkowi nie brakuje, wystarczyło wybrać odpowiedni i nakręcić kolejną domową produkcję. I choć moim marzeniem jest nagranie skandalicznego, budzącego kontrowersje filmu dokumentalnego o złych stronach Dziedzica, to muszę Was i siebie zawieść- nie tym razem. Tym razem bowiem miał być kolejny wiersz.”O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci” zwanym w naszej nomenklaturze „Listem”. Francesco pięknie deklamuje niemal cały, czym zdobywa sobie splendor i chwałę na wszystkich rodzinnych uroczystościach, pod warunkiem oczywiście, że mu się chce. Poziom „chcenia” na niniejszym filmiku określam na średni, ale to wszystko, co udało mi się dzisiaj wycisnąć z Jaśnie Pana. Niestety jak to zwykle w takich pasjonujących dokumentach bywa, film urywa się tuż przed grande finale, bo (tutaj ciała dał operator) nie zauważono, a karta pamięci była prawie na full. Zatem kamera wzięła i sama nagranie zakończyła. Mimo tego, przed Państwem, jak zwykle uroczy, jak zwykle idealny, jak zwykle pełen wdzięku i charyzmy. Mój syn. Franek. Deklamuje.

Jego niezwykłą zaletą… Franka, nie filmu jest to, że można już sobie z nim całkiem nieźle pokonwersować…. Voila:

 

A w Nowym Roku sobie i Wam życzę zdrowia, a te góry pieniędzy jakoś sobie zarobimy! 🙂 Wielkie uściski! Nasze postanowienie noworoczne? Dotrwać w niepomniejszonym składzie do następnego sylwestra.