Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ot co!

Z pamiętnika Franciszka T.:

wtorek, 14 sierpnia 2012r.

W swej wielkoduszności postanowiłem dać dziś pospać rodzicom do 6:30. Postanowienie owo zrodziło się w mojej głowie około 5:45 i jakieś 15 minut później, uznałem, że to nuda tak samemu leżeć i patrzeć w sufit, więc zacząłem wołać tatę. Tata niestety śpi z drugiej strony łóżka, więc muszę krzyczeć naprawdę głośno, żeby mnie usłyszał. Udało się! Obudziła się mama. Na dobry początek wystarczy i mama, ale jak znam życie, zaraz będzie szturchać tatę, że to jego wołam. Yes, yes, yes! Szturcha. Tata wie, że od rana lubię bawić się w akuku, więc otwiera jedno oko, potem drugie, potem zamyka… i znów otwiera. A potem zamyka na dłużej. Mama coś mówi, żeby nie oszukiwał i ma wstawać, ale potem sama bierze mnie do łóżka i leżymy sobie we trójkę. Na śniadanie jajecznica. Tata mówi: „ja-jo”,mama powtarza. Fajnie, że uczy się nowych słówek. Żeby zapamiętała, też mówię „ja-jo”, w końcu trening czyni mistrza! Przy śniadaniu mama zawsze śpiewa, albo opowiada wierszyki. Fajnie jest, bo możemy się powygłupiać we trójkę. Kiedy przyjeżdża Ciocia Ania, zabieram się do roboty i trenuję. Tata mówi, że jak będę trenował, to na pewno skopię tyłek jakiemuś Potworzastemu. Dobra, jak chce, mogę komuś skopać tyłek. Nikt nie będzie denerwował mojego tatusia- muszę tylko jeszcze trochę poćwiczyć. W ogóle to moi rodzice są jacyś szaleni. Kiedy ktoś im mówi, że się nie da, bo ja mam maszynkę do oddychania, to oni zaraz pukają się w czoło i mówią, że się da. Ja tam nie wiem. Ale na przykład dzisiaj tańczyliśmy z mamą w kuchni. I było fajnie. Nawet maszynka do oddychania tańczyła z nami! A potem mama powiedziała, że pora pooddychać, odłączyła maszynkę i sobie oddychałem. Chciałem jej powiedzieć, że potrafię tak długo, ale bez maszynki nie umiem, więc zacząłem wyciskać łzy z oczu i mama mnie podłączyła. Po południu, kiedy mama wróciła z pracy, pojechaliśmy do Cioci Suzi. Ciocia ma już duuuży brzuch i mówi, że urodzi Ludzika. Było tak fajnie, że zostaliśmy, aż była noc! I zjadłem Wujkową owsiankę… Była pycha. O! I słyszałem, jak mama szepcze Cioci, że znów dużo jem. Żebym tylko nie przytył, bo muszę ładnie na zdjęciach wychodzić… A jak wracaliśmy do domu, to śpiewaliśmy z mamą piosenki. A tata powiedział, że myślał, że byliśmy na Antarktydzie a nie u Cioci, bo strasznie nas długo nie było. W sumie, to mógłbym z tatą pojechać na tę Antarktydę, skoro tak bardzo chce…

Z pamiętnika mamy Franciszka T.:

wtorek? środa?, 14 sierpnia 2012

Synu znów zrobił pobudkę skoro świt. O matko! Żeby go nieco przetrzymać, wzięłam go do naszego łóżka i zagoniłam Mężastego do zabawy. Na śniadanie jajecznica. Jaki Franklin jest już mądry! Mówi ja-jo na przykład. Strasznie jestem z niego dumna. Szczególnie wtedy, kiedy nie narzeka na moje śpiewy… Ania Rehabilitantka mówi, że Młody coraz ładniej ćwiczy. Myślę, że wzrasta mu świadomość własnego ciała i zwyczajnie zaczyna rozumieć, że to od niego zależą pewne ruchy. Dobrze, że lubi ćwiczyć. Znów staram się odłączać Dziedzica od respi. Idzie dobrze do momentu, aż zorientuje się, że odłączony nie może mówić. Wtedy płacze, a ja go podłączam. Mam nadzieję, że kiedyś przeskoczymy i to. Póki co gadanie wygrywa z oddychaniem. Odwiedziliśmy Suzi. W dwupaku jej całkiem do twarzy. Franklinowi tak bardzo podobała się wizyta, że nawet zjadł kolację w łóżku Cioci. Właściwie to dziś bardzo ładnie jadł. Poczekamy do niedzieli i go zważy. Oby choć troszkę przytył! Strasznie zasiedzieliśmy się u Suzi, aż nam się tata stęsknił. I śpią teraz na kanapie wtulone w siebie moje dwa leniwce kochane….