Mały głód.

-Co począć? Co począć?- jęknęła w duchu mata Anka, kiedy jej dziecię po raz kolejny oznajmiło, że jest głodne.

Okazuje się, że Franklin jest już całkiem dorosłym mężczyzną i bardzo szybko przyzwyczaił się do tego, że je jak człowiek. Jak człowiek, to znaczy normalne śniadania, obiady i tylko na kolację ta nic nie znacząca kaszka. Dlatego, od momentu, kiedy na chwilę wróciliśmy do systemu kaszek na śniadanie- Dziedzic nie dojada. No, bo cóż to jest kaszka? Kiedy dziecię posmakowało już jajecznic, naleśników i owsianek a’la mama? Dieta stała się lżejsza, ale niestety problem qpny jak był, tak trwa nadal. Nie chcemy przyzwyczajać Dziedzica do czopków ani innych qpouwalniaczy, będziemy serwować normalne śniadania uzupełnione o błonnik, próbować ze śliwką- naturalnie. A ponieważ z tym Rzymem, to nie tak od razu, postaramy się cierpliwie czekać na efekty.

A jutro? Jutro kontrola! Kontrola Frankowej nogi, po której na 99% Dziedzic wróci do domu uwolniony! Teraz to się zacznie. Rower już odkurzony, czeka na właściciela, nowe trampki stoją gotowe do startu, tata odpowiednio zmotywowany, zbiera siły. Będą wędrówki, przejażdżki, eskapady. Drżyjcie okoliczni rowerzyści i biegacze. Franklin nadchodzi!

Przy okazji wizyty w szpitalu, tato poprosi o USG brzucha. Tak dla spokoju serca, żeby wiedzieć, że to dieta, a nie inne czary-mary przyblokowało naszego Franciszka. Od momentu przypadkowego wykrycia nieszczęsnej osteoporozy matka jakoś się taka przewrażliwiona stała…

Tymczasem, mimo złamania, Dziedzic wędruje. Dzięki wózkowym wędrówkom Frankowe lico przybrało piękny rumiany odcień, a sam zainteresowany ucina sobie tylko krótki popołudniowe drzemki, żeby jak najmniej stracić z podwórkowych atrakcji.

Poniżej foto z jednego z takich wypadów: