Ich troje.

Żeby nie było za łatwo w nocy do Frankowego kataru dołączył kaszel i gorączka. Rano termometr wskazywał 38 st. Dziedzicowe lico pobladło, usta przyjęły kolor dojrzałej maliny, a sam zainteresowany postanowił być najbardziej nieszczęśliwym chłopcem na świecie. Tym sposobem spaliśmy dzisiaj całe trzy godziny i muszę Wam powiedzieć, że wschód słońca we wrześniu to całkiem fajna sprawa! Nocą Frankowy glut odsysany był 7,5 miliona razy (wtajemniczonym wyjaśniam: wydzielina biała, ale gęsta jak budyń, kisiel albo brutalniej rzecz ujmując glut :-)) Do tego nad ranem doszła podwyższona temperatura. A my, jak na prawdziwych rodziców pierwszego dziecięcia przystało od raz dostaliśmy mikrozawałów i zadzwoniliśmy do naszej Doktor Pediatry. Okazało się, że Pani Dr jest w Warszawie aktualnie i zaocznie zaleciła lek przeciwgorączkowy i obserwację. Doktor Opiekun jutro przyjeżdża na tradycyjną wymianę rury- tym sposobem pozbędziemy się tej z glutami 🙂

Od śniadania Franklin odsypia. Budzi się, by się napić i dalej drzemie.

Mądre Ciotki mówią, że to przecież normalny chłopiec z rurką- może mu się przydarzyć katar+kaszel i gorączka w zestawie. No i mają rację, ale na wszelki wypadek trzymajcie kciuki za odglutowywanie, a my będziemy zdawać relację na bieżąco łącząc się tym samym w „bulu” z warszawskimi: Preclem i Preclowym Tatą i Bruniaczem, który mam nadzieję, że już ozdrowiał!

Z placu boju dla mojsynfranek.pl

Frankowa mama.

p.s. A może postraszyć go szlabanem na urodziny kumpla? 🙂